niedziela, października 28, 2012

5. Pasja

           Kolejna ciepłą noc znowu spędzili pod gołym niebem, pokrytym milionami małych gwiazdek. Tym razem jednak w zupełnie innych nastrojach. Dlaczego nocą wszystko wydaje się być zupełnie inne niż za dnia? Wszystko trudniejsze a ludzie bardziej wrażliwi.
          Martyna oddychała rześkim powietrzem, oparta o ramię Kuby. Nie rozmawiali. Każdy sam musiał sobie to uporządkować. Najważniejsze jednak było to, że byli blisko siebie, nieważne, co się działo. Wystarczyło, by dziewczyna spojrzała w górę, w połyskujące oczy chłopaka a jej ciało przeszywał przyjemny dreszcz i czuła jakby dzięki temu dostawała dodatkowej mocy, siły – zupełnie jak w tych grach komputerowych. To jednak była rzeczywistość. Rzeczywistość brutalna niestety. Dopiero w takich chwilach dostrzega się, kto  jest przy Tobie; tak naprawdę. Chciała mu to wszystko powiedzieć, ale najzwyczajniej nie miała odwagi.
            Jej powieki zaczynały powoli opadać za zmęczenia, co Kuba od razu zauważył.
- Chcesz wrócić? – zapytał, patrząc jej prosto w oczy.
            Czy chce? Raczej nie. Na pewno nie do swojego domu. Nie do nich. Może to dziwne, ale odpychała ją od rodziców każda myśl. Każdy gest, wypowiadane słowo przez nich (nawet nic nie znaczące) bardzo ją drażniło. Nienawidziła z nimi przebywać. To było wręcz udręką. Rodziło się to z dnia na dzień, aż w końcu pękło, niczym bańka mydlana w powietrzu. Zniknęła. Nie było już nic, żadnej więzi, a Martyna nie miała ochoty już dłużej udawać przed wszystkimi, że wszystko w domu jest w porządku. Koniec, to nie mogło tyle trwać. Może dopiero teraz otworzą oczy i ujrzą to, co zrobili. A jeśli nie, ich strata…
- Wolałabym nie wracać do domu.
            Kuba głośno wypuścił powietrze z ust i lekko ją przytulił, dodając przez to otuchy. To naprawdę pomagało!
- Rozumiem, że to przez moje wygodne łóżko nie chcesz wracać do siebie – uśmiechnął się, żeby choć trochę rozluźnić atmosferę.
- Oczywiście! – odwzajemniła uśmiech. Musiała się od tego oderwać. – Ale wiesz… Byłoby jeszcze wygodniej, gdybyś to ty też spał ze mną. – Wyciągnęła język, a Kuba niemal przewrócił się z wrażenia, kiedy już wracali w drogę powrotną.
- Ha-ha! Jak sobie życzysz! – zaczął się śmiać.

*****

            Był wczesny ranek, ale na szczęście rodziców Martyny nie było już w domu, więc dziewczyna mogła spokojnie wejść i nareszcie ściągnąć z siebie sukienkę, w której była jeszcze na imprezie dwa dni temu.
            Dzisiaj czekał ich bardzo ciężki dzień. Zawody motocrossowe w Poznaniu, na które razem się wybierali. Kuba w swojej kategorii, w klasyfikacji ogólnej zajmował czwartą lokatę i do podium brakowało mu naprawdę niewiele. W najbliższym czasie chciałby również wziąć udział w zawodach freestylowych, jednak na razie - jak dotąd - nigdzie nie znalazł dobrych warunków do trenowania, a było to jedno z jego marzeń. Pobić rekord dwudziestoletniego Leviego Sherwooda, rudzielca z Nowej Zelandii, i stać się jeszcze młodszym zwycięzcą cyklu Red Bull X-Fighters. Po raz pierwszy miał okazję ujrzeć to nieziemskie widowisko na żywo 6 sierpnia ubiegłego roku na stadionie przy Bułgarskiej i od razu się w tym zakochał. Triki w powietrzu, kilkanaście metrów nad ziemią, „dotykając niemal nieba”, dawały taki zastrzyk adrenaliny jak nic innego. To było jego życie. „Prędkość benzyna, wiatr we włosach. Mój wybór. Mój ustrój. Moje życie.”
            Wspólna pasja, jest to jedna z ważniejszych cech, która łączy ludzi. Także ich. Ryk silnika, nieważne czy crossówki, czy maszyny typu GM – zawsze podnosi poziom endorfin w komórkach ludzkiego ciała.
            Dojechali na miejsce. Ich oczom ukazał się ogromny plac, na którym zaparkowanych było mnóstwo busów i tłum krzątających się ludzi.
- No to wróciłeś na stare śmieci – zażartowała Martyna i wyskoczyła z busa.
- Można tak powiedzieć. – Chłopak od razu skierował się na tył i zaczął wypakowywać jakieś walizki z narzędziami, a później wyprowadził jeden motocykl. – Później przedstawię cię kumplom. – ściągnął drugą maszynę i podjechał nią do Martyny. – Wiem, że to ryzykowne dawać ci motocykl, nawet do poprowadzenia go 200 metrów, ale niestety nie mam innego wyboru. – Uśmiechnął się łobuzersko i zakluczył tylne drzwi od busa.
- Jakiś ty zabawny – wywróciła oczami. – Skąd wiesz? Może jestem lepsza od ciebie. – Zaczęła  się rozglądać za tym, w którym miejscu odpala się takie coś.
- Nawet nie próbuj! – Chłopak znalazł się natychmiast przy niej. – Masz go tylko prowadzić, rozumiesz? – Mówił dość poważnym i donośnym tonem.
- Tak jest, sir! – Zasalutowała i ruszyła przed siebie.
- Heej! – krzyknął – ale my tędy – wskazał ręką przeciwny kierunek.
- A no tak! – Machnęła ręką i zawróciła, co wcale nie było takie łatwe.
            Doszli w końcu do jakiegoś miejsca zwanego niby ich boksem. Przypominało to raczej sklepową wyprzedaż i tłumy goniących się kobiet z jednym butem w ręku. W tym przypadku może nie z butem, a raczej kaskami, walizkami czy sam Bóg wie z czym oni jeszcze tam łazili, opętani, spiesząc się i chodząc tam i z powrotem.
- Istne mrowisko. – Podsumowała krótko i usiadła na krześle, które chyba tylko jakimś cudem było jeszcze wolne. – Jak tu się można połapać? – Pokręciła głową i rozglądnęła się dookoła.
- Masz wytyczoną godzinę w danej kategorii i po prostu stawiasz się na starcie . Jeśli pójdzie dobrze, przechodzisz dalej, a wtedy tłoku to już nie ma wcale – zaczął wyjaśniać i zabrał się od razu do roboty – a propos wyścigów, sprawdź o której są w kategorii 18-20. – Zaczął odkręcać jakieś śrubki, a gorące promienie słońca coraz bardziej doskwierały.


- Życz mi powodzenia w tej dżungli. – Ruszyła do przodu niczym wojowniczka próbująca pokonać olbrzymie potwory, a Kuba tylko przyglądał jej się z rozbawieniem.

            Znalezienie tablic z zapisami poszło jej nawet sprawnie, ale dostać się do nich albo co lepsza, przeczytać coś - graniczyło wręcz z cudem.

- Przepraszam! – Zaczęła się przeciskać, deptając nie jednemu po palcach. – Sory! – odepchnęła dosyć mocno jakiegoś chłopaka i była u celu. Jej wzrok zaczął błądzić po wszystkich zawieszonych kartkach, gdy nagle, tuż za swoją głową, usłyszała czyiś głos.

- Fajna dupa. – Jakiś chłopak wpatrywał się w nią z podstępnym uśmieszkiem.

            „Czy ja się przesłyszałam?” Patrzyła na niego z wyrzutem, próbując nie dać poznać po sobie zmieszania.

- Coś jeszcze, bufonie? – Zmierzyła go wzrokiem. Jeśli chodziłoby o sam wygląd, to był całkiem, całkiem, ale rozumu (albo i jego brak) niestety mu to nie przysłoniło.

- Chciałem być miły. – Nie zmieniał wyrazu twarzy. Jakby takie zagrywki dawały mu jakąś satysfakcję…

- No to przykro mi, coś ci nie wyszło. – Zadrwiła i znowu odwróciła się w stronę tablicy.

- Nie to nie. – Wzruszył ramionami i odszedł, ale Martyna nie zawracała sobie tym głowy. Starty U15, 16-17. O jest! 18 – 20 godzina 12.30.

            „Co?! Jeszcze dwie i pół godziny?”



*****



            Nie było jeszcze nawet południa, a upał stał się tak doskwierający, że z trudem nawet się oddychało. Martyna siedziała tylko i wachlowała sobie przed nosem jakimiś gazetami, czując, że zaraz wyparuje. Temperatura w cieniu przekraczała nawet 30 stopni.
- Podziwiam cię. – Dziewczyna wstała po kolejną butelkę picia. – Nie mogą tego przełożyć na później?
            Chłopak tylko podniósł głowę na chwilę, spojrzał na nią dziwnym wzrokiem i wrócił z powrotem do zakładania łańcucha.
- Pomogłabyś mi. – Wstał i wytarł bluzką pot z opalonej twarzy. Dziewczyna miała już odpowiedzieć, kiedy obok nich stanął ten sam chłopak, który zaczepił ją przy tablicy z ogłoszeniami.
- Czego jeszcze chcesz? – Wydarła się na niego.
- Martyna? – Kuba spojrzał na nią zaskoczony. – Spokojnie…
- Wy się znacie? – Chłopak błądził wzrokiem raz to na Kubę, raz na Martynę.
- A wy? – To samo zrobiła dziewczyna.
- No tak… Ale czekaj, nie nadążam. – Chłopak zabrał od niej wodę i oparł się o motocykl. – Skąd ty jego znasz?
- Tak się jakoś złożyło… - wtrącił się. – Adrian jestem. – Podał jej rękę, mając nadzieję, że dziewczyna mu jej nie odetnie. Wyglądała na zadziorną i upartą.  
- Nie powiem, że miło jest mi ciebie poznać. – Niepewnie wyciągnęła rękę.
- Mówiłem, że przedstawię cię kumplom, to proszę bardzo. – Uśmiechnął się do niej i zaczął z torby wyciągać swój kevlar.
- Z kim ty się chłopie zadajesz?
- No właśnie nie wiem. – Pokręcił głową i spojrzał na nią.
- Nie mówię przecież o sobie! – Przewróciła oczami
- Idę się przebrać. – Nachylił się nad nią. – I tak mi później wszystko opowiesz. – Wyszeptał do ucha, sięgając niby swoich butów.
- Zaprowadzę cię. W końcu to mój tor. – Zaproponował Adrian i zaraz zniknęli z jej pola widzenia.
„W końcu to mój tor. Bla, bla, bla. Żałosne, żałosne, żałosne. I tak nie zwróci tym mojej uwagi.” – Rozmyślała nad tym, jak to ludziom odbija, myśląc, że mogą wszystko. Ach, sodówa…

*****
            Wybiła 12.30. Zawody w kategorii 18-20 właśnie się rozpoczęły. Martyna stanęła przy płocie w okolicach mety, by potem móc jak najszybciej znaleźć się przy Kubie. Usłyszała zbliżający się ryk silników i na linii horyzontu pojawiła się czyjaś sylwetka. Niebieski kask. Dopiero, gdy znaleźli się mniej więcej 100 metrów przed metą, mogła być pewna w stu procentach, że to Kuba. Jeszcze tylko jeden ostry nawrót i… zwyciężył rundę kwalifikacyjną. Za godzinę odbędzie się finał z jego udziałem. Jeśli wygrałby dzisiejsze zawody, wskoczyłby na podium, bowiem jego główny rywal w walce o brąz, nie dostał się nawet do finału.
            Osiemnastolatek do startu wyjechał bardzo skupiony. Zawsze to co robił, starał się wykonywać perfekcyjnie. Tylko tak można dojść do swojego upragnionego celu. Najpierw zajął odpowiednie miejsce w blokach, wprowadził silnik w największe obroty i czekał na zwolnienie blokad. Start był piorunujący. Już po 1/3 dystansu stawka podzieliła się na dwie grupy. Kuba walczył o zwycięstwo z zawodnikiem, który w klasyfikacji zajmował pierwsze miejsce i był o krok od swojego rekordu życiowego. Pokonać takiego zawodnika dwa razy z rzędu to naprawdę niełatwe.
            Chłopak napędził się po szerokiej. Został jeszcze jeden wykop, jedna z najwyższych hopek i meta. Wszystko byłoby dobrze, gdyby silnik nie zwalniał. Niestety… coś się musiało się przegrzać. I to akurat w najgorszym z możliwych momentów! Chociaż trudno się dziwić; przy takiej pogodzie… Mimo to, Kuba nie odpuścił, trzymał gaz do końca.
            Martyna stała przy ogrodzeniu, wpatrując się w dym, który coraz bardziej zaczynał się wydobywać z przegrzanego silnika. Jej ręce całe się trzęsły, a te chwile zdawały się wiecznością. Usłyszała tylko lekki wybuch, który zagłuszały inne motocrossy i za strugą dymu i kurzu widziała tylko, jak chłopak leży na ziemi. Silnik nie wytrzymał, po prostu wybuchł. Bez chwili zastanowienia wybiegła tam, nie zważając na to, że do mety dojeżdżają kolejni zawodnicy. Musiała być przy nim!

wtorek, października 09, 2012

4. Pragnienie

           Martyna patrzyła na niego oszołomionym wzrokiem. Kompletnie ją zdezorientował. Czegoś takiego się nie spodziewała.

- Co? – zdołała tylko to wykrztusić.
- To, co słyszysz – uśmiechał się od ucha do ucha, czekając na jakąś odpowiedź. – Mówiłaś, że nie jestem romantyczny, więc próbuję to zmienić.
- Bo nie jesteś! Poza tym nie będę Ci tego udowadniać! – Postawiła przy swoim. Przecież to chłopak powinien zaczynać pierwszy. W ogóle taki pocałunek chyba nie będzie niczego oznaczał…
- Więc nic z tym nie zrobisz?.. – Podpuszczał ją.
- Nie muszę. Po tym, co mówisz, stwierdzam, że jesteś jeszcze pijany, kretynie. – Pokazała mu szereg swoich zębów w geście mini triumfu.
- Pijany kretyn, debil, świnia, zarozumiały bufon z miasta – wyliczał. – Znamy się dopiero dwa dni a już tak wiele usłyszałem o sobie – sztucznie się uśmiechnął. – Miło, nie schlebiasz. – Pokręcił przecząco głową.
- Cała przyjemność po mojej stronie, – zaśmiała się – ale ty też nie jesteś lepszy: zołza, kłamca, wariatka. Mówi ci to coś?
- Owszem. Jest tu taka jedna, może nawet jeszcze gorsza; w rozwianych włosach, opadających swobodnie na ramiona, ubrana w niebieską, trochę za długą, jak według mnie, sukienkę i siedzi tu obok. – Sam był w szoku, że coś takiego padło teraz z jego ust. Jednak naprawdę promile jeszcze z niego nie uszły, chociaż przynajmniej dziewczyna nie będzie narzekać, że nie jest romantyczny!
- Rozwiane włosy? – zaczęła się śmiać. – Przecież wiatru nie ma!
- I co z tego? – Uniósł brwi, co wyglądało naprawdę zabawnie.
- Kuba, głupi jesteś – podsumowała i znowu zaczęła się wpatrywać w „swoje” niebo, dalej drażniąc się nawzajem. Rozmawiali ze sobą tak po prostu, bez żadnych zobowiązań, jak dobrzy przyjaciele. Z każdą upływającą minutą czuli się jak gdyby znaliby się od bardzo dawna, mimo że dopiero się poznali. Każde z nich żyło w innym świecie, od którego w gruncie rzeczy chcieli się oderwać. Nie zagłębiali się w tematy o rodzinie, problemach, zwykłym, szarym, codziennym i monotonnym życiu. Chcieli to wszystko zostawić daleko za sobą. Cieszyć się po prostu chwilą, a co z tego wyjdzie?... To mogą przewidzieć jedynie doświadczeni magicy.

***** 

            Otworzyła jedno oko, potem z trudem drugie. Podniosła lekko głowę i rozejrzała się dookoła. Przebywała w czyimś pokoju. Łóżko, na którym spała było ustawione w rogu a na prawo znajdowało się okno, przez które wpadały oślepiające ją promyki lipcowego słońca. Na przeciwko łóżka znajdowało się biurko, szafa i regały, które jeszcze nie były prawie niczym zapełnione, a na lewo drzwi do osobnej łazienki.
            Dopiero teraz przypomniała jej się miniona noc. Najwidoczniej musiała zasnąć w samochodzie a to musiał być pokój Kuby. Ostrożnie wysunęła się spod kołdry. W domu panowała przeszywająca cisza, przez co było słychać jej każdy ruch. Wyszła na bosaka z pokoju i rozglądnęła się dookoła. Korytarz był bardzo szeroki. Obok znajdowały się także jeszcze dwie pary takich samych drzwi.
            Zeszła ostrożnie po schodach i znalazła się w wielkim holu. Wszystko było posprzątane, idealnie poukładane. Zupełnie jakby zostało wycięte z jakiegoś zdjęcia z katalogu Ikei. Nawet w kuchni nic nie zostało wyciągnięte; żaden talerzyk, szklanka – nic! Czy w tym domu w ogóle ktoś przebywał? Przecież nie tak wyglądają przeprowadzki. Przynajmniej tak się zdawało Martynie. W takim razie; po co budować tak wielki i luksusowy dom, skoro i tak (oprócz najwyższej klasy urządzeń i mebli) niczego i nikogo w nim nie było.
            W tym samym momencie usłyszała kroki. Był to Kuba, który też już wstał. Na całe szczęście, bo szukanie go w tejże „twierdzy” nie skończyłoby się za dobrze.
- Dzień dobry – zszedł. Miał lekko podkrążone oczy i rozczochrane włosy, ale nawet to nie odbierało mu uroku. Wręcz przeciwnie; wyglądał nieziemsko! – Jak się spało? – uśmiechnął się, a w kącikach jego oczu znowu pojawiły się lekkie zmarszczki, które ona tak uwielbiała.
- Cudownie! – zaśmiała się.
            Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak ona w tej chwili może wyglądać. Czarownica, wiedźma – to chyba mało powiedziane.
- Przynajmniej jakiś plus, bo wciąganie cię tu na górę łatwe nie było. Jesteś cholernie ciężka!
- Słucham? – Wytrzeszczyła oczy a uśmiech na jego twarzy stał się jeszcze szerszy. – Spadaj! – Skrzyżowała ręce obrażona. – A może to ty jesteś za słaby? – Uniosła brwi.
- Wątpisz w to? – Podniósł swoją rękę i napiął mięśnie.
            Ciekawe, ile czasu pan cwaniaczek spędził na siłowni…
- Najwidoczniej tak – patrzyła na niego z udawanym wyrzutem.
- Popełniłaś wielki błąd. – Pokręcił głową a w jego oczach pojawił się błysk, który mógł oznaczać dosłownie wszystko!
            Aha… Co on znowu kombinuje?
            Chłopak wyruszył w jej stronę i z łatwością podniósł jedną ręką, mimo że dziewczyna się wyrywała.
- Puszczaj!
            Potem rzucił ją na skórzaną sofę i przytrzymał.
- Przeproś najpierw. – Trzymał ją za ręce i szeroko się uśmiechał.
- Chyba śnisz! – Krzyknęła mu do ucha i z całych sił popchnęła do tyłu. Wyszło jednak na to, że obydwoje przewrócili się do tyłu i uderzyli o róg stołu.
- Auu! – dziewczyna zawyła i chwyciła się za głowę. – To bolało! Wszystko przez ciebie. – Podniosła się z podłogi i usiadła na kanapie. – Jak będę miała guza… - przerwała, widząc wyraz twarzy Kuby. – No i na co się tak gapisz? – Przewróciła oczami.
- Śmiesznie wyglądasz. – stwierdził i nie przestawał się na nią patrzeć.
- Wielkie dzięki, kretynie! Idę do domu! – Była rzeczywiście wkurzona. Denerwowała ją ta jego pewność siebie, chociaż musiała przyznać; zawsze miło spędzało się z nim czas i dzięki niemu przestawała myśleć o czymkolwiek innym.
- Powodzenia na bosaka – pokiwał jej.
            Martyna odwróciła się i zmiażdżyła go swoim wzrokiem.
- Gdzie one są?
- Nie wiem.
- Nie udawaj głupka. – Położyła ręce na biodrach i czekała.  – Schowałeś je gdzieś.
- Naprawdę nie wiem. – Nie dawał za wygraną.
            Gorzej niż dzieci…
- Myślisz, że na boso też nie dojdę? – Uniosła jedną brew. – To patrz! – Wyszła za drzwi i szła na palcach po brukowanym chodniku. Teraz czekało ją tylko jakieś trzydzieści metrów po ziemi i piasku, a potem już tylko trawa!
- No dobra! – Zawołał chłopak, stojąc w drzwiach i przyglądając się jej z rozbawieniem. – Są w moim samochodzie.
            Dziewczyna błyskawicznie znalazła się przy nim i wrócili z powrotem do środka.
- Masz szczęście, że jeszcze nie weszłam na ten piasek! 


***** 


            Wspólne gotowanie – to nie jest to, co wychodzi im najbardziej. Przypalona patelnia, rozlane mleko, mąka na podłodze i ślady naleśników na ścianie, to pozostałości po obiedniej uczcie, jaką sobie urządzili.
- Ale się najadłem. – Oparł głowę na stole i ciężko oddychał.
- Nie martw się, – poklepała go po plechach – jeszcze będziesz musiał to posprzątać.
            Chłopak na chwilę podniósł głowę, rozglądnął dookoła, jęknął i znowu się położył.
- Zachciało się podrzucania naleśników. – Wstawiła talerze to zmywarki.
- Chciałem tylko spróbować, nigdy sam nie gotuję. – Mruczał pod nosem.
- I nigdy więcej tego nie rób!
- Dobrze, będę zdawał się na ciebie. – Popatrzył na nią i słodko się uśmiechnął. Taka kolej rzeczy pasowałaby mu idealnie. – Co poradzę na to, że mam ręce stworzone tylko do wszystkiego, co się rusza?
- Co?! – Odwróciła się do niego zaskoczona i zaczęła się śmiać.
- Chodzi mi o motocykle. – Przewrócił oczami.
- Ciężko jest pojąć twój tok rozumowania – pokręciła przecząco głową i zabrali się do sprzątania.
            Ostatecznie jednak Martyna wróciła do domu po osiemnastej. Nawet nie wiedziała, kiedy to minęło. Całkowicie straciła rachubę. A najlepsze było to, że jutrzejszy dzień spędzi również z nim. Zaprosił ją na wyścigi motocrossowe, w których sam będzie brał udział! Na samą myśl rozpływała się w chmurach. Czuła się tak szczęśliwa, jak nigdy od bardzo, bardzo dawna.
            Dopiero co wyszła z jego mieszkania a już chciała tam wracać. Mogłaby się z nim śmiać, rozmawiać, drażnić i bić bez końca.
            Doszła do drzwi swojego domu i już usłyszała krzyki. Od razu wiedziała, co to oznacza. Kolejna kłótnia! Nie! Nienawidziła tego. Przekroczyła próg domu i już na wstępie zobaczyła porozrzucane rzeczy.
            Jej nastrój zmienił się diametralnie, zresztą jak podczas każdej takiej kłótni.
- Nie chcę cię więcej widzieć na oczy! Wynoś się stąd! – usłyszała krzyki swojej matki a zaraz potem huk tłuczonego szkła. Szybko wbiegła do kuchni i zobaczyła szarpiących się rodziców.
- A ty gdzie byłaś, smarkulo?! – Naskoczył na nią ojciec, jakby była ona czemuś winna… - Tutaj jest twój dom.
- To nie jest dom! – Napadła ją chęć wygarnięcia mu tego, co wycierpiała przez niego, przez jego ciągłe awantury, ale musiała się powstrzymać; to jednak jest jej ojciec. – Jesteście nienormalni! – krzyknęła rozwścieczona a zarazem i przerażona.
- Słucham?! – Przestali się szarpać i spojrzeli na nią nieźle urażeni. – Nie pozwalaj sobie na za dużo. – Podeszła do niej matka i spojrzała na nią przebijając ją na wylot. Martyna od razu wyczuła alkohol, bijący od niej nawet z odległości kilku metrów.
- Bo co? – zaryzykowała. Miała już tego dość, serdecznie dość! Wstydziła się takiej rodziny.
- Nie masz jeszcze osiemnastu lat! Jesteś pod naszą opieką i to my decydujemy, co masz robić, rozumiesz?! – Nadarł się jej ojciec.
- Na pewno nie pod twoją! Przypominam ci, że my – wykrzyczała mu prostu w twarz – nie mamy ze sobą już nic wspólnego. Zabierasz swoje rzeczy i znikasz stąd na zawsze! Martyna będzie tylko moja!
            Dziewczynie zaczęły napływać łzy do oczu. Dlaczego to musiało spotkać akurat ją? Dlaczego? Dlaczego?!
- Obydwoje jesteście siebie warci! – Wybiegła z domu cała roztrzęsiona. Zawsze w takich sytuacjach uciekała do ogrodu, do sadu. To było chyba jedyne miejsce, gdzie mogła się schować.
            Usiadła na hamaku a po jej policzku spłynęła pierwsza łza.
            „Chcę stąd wyjechać, daleko stąd! Ja nie chce ich znać!”
            Mimo, że robiło się już ciemnawo, ona nadal tam siedziała. Nie miała odwagi ani tym bardziej ochoty wracać do domu. Od płaczu zaczęła ją nawet boleć głowa. Próbowała się opanować, ale i tak zawsze kończyło się to ponownym wybuchem płaczu, kiedy tylko przypomniała sobie te wszystkie „mile” spędzone chwile z rodzicami. Czy ona kiedyś w ogóle spędzała z nimi czas? Nawet jeśli, to bardzo rzadko. Oni nie potrafili rozmawiać. Potrafili tylko krzyczeć, kłócić się, a czasami dochodziło nawet i do rękoczynów. „Nienawidzę” – to jedyne słowo, które wypowiadała tak często, jak to tylko było możliwe.            
            Chciała zostać tutaj sama, ale jak na złość, znowu usłyszała, że ktoś nadchodzi. Zbliżająca się ciemna sylwetka należała nie do kogo innego, jak do Kuby…
- Znowu patrzysz w te gwiazdy? – usiadł obok niej. Zauważył, że jeszcze się nie przebrała i nadal ubrana jest w tę samą sukienkę, w której była wczoraj na imprezie. Spojrzał na nią lekko zaniepokojony. Blask księżyca oświetlał jej smutne, zaszklone i opuchnięte oczy.
- Co się stało? – Złapał ręką za jej podbródek i odwrócił s swoją stronę, by na niego spojrzała. Jeszcze nigdy nie widział takiej Martyny, takiej bez bijącego ciepła i pełni życia. – Pomogę Ci.