Martyna oddychała rześkim powietrzem, oparta o ramię Kuby. Nie rozmawiali. Każdy sam musiał sobie to uporządkować. Najważniejsze jednak było to, że byli blisko siebie, nieważne, co się działo. Wystarczyło, by dziewczyna spojrzała w górę, w połyskujące oczy chłopaka a jej ciało przeszywał przyjemny dreszcz i czuła jakby dzięki temu dostawała dodatkowej mocy, siły – zupełnie jak w tych grach komputerowych. To jednak była rzeczywistość. Rzeczywistość brutalna niestety. Dopiero w takich chwilach dostrzega się, kto jest przy Tobie; tak naprawdę. Chciała mu to wszystko powiedzieć, ale najzwyczajniej nie miała odwagi.
Jej powieki zaczynały powoli opadać za zmęczenia, co Kuba
od razu zauważył.
- Chcesz wrócić? –
zapytał, patrząc jej prosto w oczy.
Czy chce? Raczej nie. Na pewno nie do swojego domu. Nie do
nich. Może to dziwne, ale odpychała ją od rodziców każda myśl. Każdy gest,
wypowiadane słowo przez nich (nawet nic nie znaczące) bardzo ją drażniło.
Nienawidziła z nimi przebywać. To było wręcz udręką. Rodziło się to z dnia na
dzień, aż w końcu pękło, niczym bańka mydlana w powietrzu. Zniknęła. Nie było
już nic, żadnej więzi, a Martyna nie miała ochoty już dłużej udawać przed
wszystkimi, że wszystko w domu jest w porządku. Koniec, to nie mogło tyle
trwać. Może dopiero teraz otworzą oczy i ujrzą to, co zrobili. A jeśli nie, ich
strata…
- Wolałabym nie wracać
do domu.
Kuba głośno wypuścił powietrze z ust i lekko ją
przytulił, dodając przez to otuchy. To naprawdę pomagało!
- Rozumiem, że to przez
moje wygodne łóżko nie chcesz wracać do siebie – uśmiechnął się, żeby choć
trochę rozluźnić atmosferę.
- Oczywiście! –
odwzajemniła uśmiech. Musiała się od tego oderwać. – Ale wiesz… Byłoby jeszcze
wygodniej, gdybyś to ty też spał ze mną. – Wyciągnęła język, a Kuba niemal
przewrócił się z wrażenia, kiedy już wracali w drogę powrotną.
- Ha-ha! Jak sobie
życzysz! – zaczął się śmiać.
*****
Był wczesny ranek, ale na szczęście rodziców Martyny nie
było już w domu, więc dziewczyna mogła spokojnie wejść i nareszcie ściągnąć z
siebie sukienkę, w której była jeszcze na imprezie dwa dni temu.
Dzisiaj czekał ich bardzo ciężki dzień. Zawody motocrossowe
w Poznaniu, na które razem się wybierali. Kuba w swojej kategorii, w
klasyfikacji ogólnej zajmował czwartą lokatę i do podium brakowało mu naprawdę
niewiele. W najbliższym czasie chciałby również wziąć udział w zawodach
freestylowych, jednak na razie - jak dotąd - nigdzie nie znalazł dobrych
warunków do trenowania, a było to jedno z jego marzeń. Pobić rekord
dwudziestoletniego Leviego Sherwooda, rudzielca z Nowej Zelandii, i stać się
jeszcze młodszym zwycięzcą cyklu Red Bull X-Fighters. Po raz pierwszy miał
okazję ujrzeć to nieziemskie widowisko na żywo 6 sierpnia ubiegłego roku na
stadionie przy Bułgarskiej i od razu się w tym zakochał. Triki w powietrzu,
kilkanaście metrów nad ziemią, „dotykając niemal nieba”, dawały taki zastrzyk
adrenaliny jak nic innego. To było jego życie. „Prędkość benzyna, wiatr we
włosach. Mój wybór. Mój ustrój. Moje życie.”
Wspólna pasja, jest to jedna z ważniejszych cech, która
łączy ludzi. Także ich. Ryk silnika, nieważne czy crossówki, czy maszyny typu
GM – zawsze podnosi poziom endorfin w komórkach ludzkiego ciała.
Dojechali na miejsce. Ich oczom ukazał się ogromny plac,
na którym zaparkowanych było mnóstwo busów i tłum krzątających się ludzi.
- No to wróciłeś na
stare śmieci – zażartowała Martyna i wyskoczyła z busa.
- Można tak powiedzieć.
– Chłopak od razu skierował się na tył i zaczął wypakowywać jakieś walizki z
narzędziami, a później wyprowadził jeden motocykl. – Później przedstawię cię
kumplom. – ściągnął drugą maszynę i podjechał nią do Martyny. – Wiem, że to ryzykowne
dawać ci motocykl, nawet do poprowadzenia go 200 metrów, ale niestety nie mam
innego wyboru. – Uśmiechnął się łobuzersko i zakluczył tylne drzwi od busa.
- Jakiś ty zabawny –
wywróciła oczami. – Skąd wiesz? Może jestem lepsza od ciebie. – Zaczęła się rozglądać za tym, w którym miejscu odpala
się takie coś.
- Nawet nie próbuj! –
Chłopak znalazł się natychmiast przy niej. – Masz go tylko prowadzić,
rozumiesz? – Mówił dość poważnym i donośnym tonem.
- Tak jest, sir! –
Zasalutowała i ruszyła przed siebie.
- Heej! – krzyknął –
ale my tędy – wskazał ręką przeciwny kierunek.
- A no tak! – Machnęła ręką
i zawróciła, co wcale nie było takie łatwe.
Doszli w końcu do jakiegoś miejsca zwanego niby ich
boksem. Przypominało to raczej sklepową wyprzedaż i tłumy goniących się kobiet
z jednym butem w ręku. W tym przypadku może nie z butem, a raczej kaskami,
walizkami czy sam Bóg wie z czym oni jeszcze tam łazili, opętani, spiesząc się
i chodząc tam i z powrotem.
- Istne mrowisko. –
Podsumowała krótko i usiadła na krześle, które chyba tylko jakimś cudem było
jeszcze wolne. – Jak tu się można połapać? – Pokręciła głową i rozglądnęła się
dookoła.
- Masz wytyczoną
godzinę w danej kategorii i po prostu stawiasz się na starcie . Jeśli pójdzie
dobrze, przechodzisz dalej, a wtedy tłoku to już nie ma wcale – zaczął wyjaśniać
i zabrał się od razu do roboty – a propos wyścigów, sprawdź o której są w kategorii 18-20. – Zaczął odkręcać jakieś śrubki, a gorące promienie słońca coraz bardziej doskwierały.
- Życz mi powodzenia w tej dżungli. – Ruszyła do
przodu niczym wojowniczka próbująca pokonać olbrzymie potwory, a Kuba tylko
przyglądał jej się z rozbawieniem.
Znalezienie tablic z zapisami poszło jej nawet sprawnie, ale dostać się do nich
albo co lepsza, przeczytać coś - graniczyło wręcz z cudem.
- Przepraszam! – Zaczęła się przeciskać, deptając
nie jednemu po palcach. – Sory! – odepchnęła dosyć mocno jakiegoś chłopaka i była
u celu. Jej wzrok zaczął błądzić po wszystkich zawieszonych kartkach, gdy
nagle, tuż za swoją głową, usłyszała czyiś głos.
- Fajna dupa. – Jakiś chłopak wpatrywał się w nią
z podstępnym uśmieszkiem.
„Czy ja się przesłyszałam?” Patrzyła na niego z wyrzutem, próbując nie dać
poznać po sobie zmieszania.
- Coś jeszcze, bufonie? – Zmierzyła go wzrokiem.
Jeśli chodziłoby o sam wygląd, to był całkiem, całkiem, ale rozumu (albo i jego
brak) niestety mu to nie przysłoniło.
- Chciałem być miły. – Nie zmieniał wyrazu
twarzy. Jakby takie zagrywki dawały mu jakąś satysfakcję…
- No to przykro mi, coś ci nie wyszło. – Zadrwiła
i znowu odwróciła się w stronę tablicy.
- Nie to nie. – Wzruszył ramionami i odszedł, ale
Martyna nie zawracała sobie tym głowy. Starty U15, 16-17. O jest! 18 – 20
godzina 12.30.
„Co?! Jeszcze dwie i pół godziny?”
*****
Nie było jeszcze nawet południa, a upał stał się tak doskwierający, że z trudem
nawet się oddychało. Martyna siedziała tylko i wachlowała sobie przed nosem
jakimiś gazetami, czując, że zaraz wyparuje. Temperatura w cieniu przekraczała
nawet 30 stopni.
- Podziwiam cię. – Dziewczyna wstała po kolejną
butelkę picia. – Nie mogą tego przełożyć na później?
Chłopak tylko podniósł głowę na chwilę, spojrzał na nią dziwnym wzrokiem i
wrócił z powrotem do zakładania łańcucha.
- Pomogłabyś mi. – Wstał i wytarł bluzką pot z
opalonej twarzy. Dziewczyna miała już odpowiedzieć, kiedy obok nich stanął ten
sam chłopak, który zaczepił ją przy tablicy z ogłoszeniami.
- Czego jeszcze chcesz? – Wydarła się na niego.
- Martyna? – Kuba spojrzał na nią zaskoczony. –
Spokojnie…
- Wy się znacie? – Chłopak błądził wzrokiem raz
to na Kubę, raz na Martynę.
- A wy? – To samo zrobiła dziewczyna.
- No tak… Ale czekaj, nie nadążam. – Chłopak
zabrał od niej wodę i oparł się o motocykl. – Skąd ty jego znasz?
- Tak się jakoś złożyło… - wtrącił się. – Adrian
jestem. – Podał jej rękę, mając nadzieję, że dziewczyna mu jej nie odetnie.
Wyglądała na zadziorną i upartą.
- Nie powiem, że miło jest mi ciebie poznać. –
Niepewnie wyciągnęła rękę.
- Mówiłem, że przedstawię cię kumplom, to
proszę bardzo. – Uśmiechnął się do niej i zaczął z torby wyciągać swój kevlar.
- Z kim ty się chłopie zadajesz?
- No właśnie nie wiem. – Pokręcił głową i
spojrzał na nią.
- Nie mówię przecież o sobie! – Przewróciła
oczami
- Idę się przebrać. – Nachylił się nad nią. – I
tak mi później wszystko opowiesz. – Wyszeptał do ucha, sięgając niby
swoich butów.
- Zaprowadzę cię. W końcu to mój tor. –
Zaproponował Adrian i zaraz zniknęli z jej pola widzenia.
„W końcu to mój tor. Bla, bla, bla. Żałosne,
żałosne, żałosne. I tak nie zwróci tym mojej uwagi.” – Rozmyślała nad tym, jak
to ludziom odbija, myśląc, że mogą wszystko. Ach, sodówa…
*****
Wybiła 12.30. Zawody w kategorii 18-20 właśnie się rozpoczęły. Martyna stanęła
przy płocie w okolicach mety, by potem móc jak najszybciej znaleźć się przy
Kubie. Usłyszała zbliżający się ryk silników i na linii horyzontu pojawiła się
czyjaś sylwetka. Niebieski kask. Dopiero, gdy znaleźli się mniej więcej 100
metrów przed metą, mogła być pewna w stu procentach, że to Kuba. Jeszcze tylko
jeden ostry nawrót i… zwyciężył rundę kwalifikacyjną. Za godzinę odbędzie się finał
z jego udziałem. Jeśli wygrałby dzisiejsze zawody, wskoczyłby na podium, bowiem
jego główny rywal w walce o brąz, nie dostał się nawet do finału.
Osiemnastolatek do startu wyjechał bardzo skupiony. Zawsze to co robił, starał
się wykonywać perfekcyjnie. Tylko tak można dojść do swojego upragnionego celu.
Najpierw zajął odpowiednie miejsce w blokach, wprowadził silnik w największe
obroty i czekał na zwolnienie blokad. Start był piorunujący. Już po 1/3
dystansu stawka podzieliła się na dwie grupy. Kuba walczył o zwycięstwo z
zawodnikiem, który w klasyfikacji zajmował pierwsze miejsce i był o krok od
swojego rekordu życiowego. Pokonać takiego zawodnika dwa razy z rzędu to
naprawdę niełatwe.
Chłopak napędził się po szerokiej. Został jeszcze jeden wykop, jedna z
najwyższych hopek i meta. Wszystko byłoby dobrze, gdyby silnik nie zwalniał.
Niestety… coś się musiało się przegrzać. I to akurat w najgorszym z możliwych
momentów! Chociaż trudno się dziwić; przy takiej pogodzie… Mimo to, Kuba nie
odpuścił, trzymał gaz do końca.
Martyna stała przy ogrodzeniu, wpatrując się w dym, który coraz bardziej
zaczynał się wydobywać z przegrzanego silnika. Jej ręce całe się trzęsły, a te
chwile zdawały się wiecznością. Usłyszała tylko lekki wybuch, który zagłuszały
inne motocrossy i za strugą dymu i kurzu widziała tylko, jak chłopak leży na
ziemi. Silnik nie wytrzymał, po prostu wybuchł. Bez chwili zastanowienia
wybiegła tam, nie zważając na to, że do mety dojeżdżają kolejni zawodnicy. Musiała
być przy nim!