poniedziałek, grudnia 31, 2012

9. Życie jest takie, jakie jest

           Rodzice zgodzili się! Zgodzili, zgodzili, zgodzili! I to nadzwyczaj szybko. Nie musiała ich nawet specjalnie przekonywać. Opowiedziała o całym tym konkursie i rozmowie telefonicznej z organizatorem. Całe szczęście, że byli trzeźwi, bo inaczej nic by z tego nie wyszło. Martyna z podniecenia nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Czy najpierw wypełniać te wszystkie formularze dotyczące ubezpieczenia, czy pakować się, czy może biec do Kuby. To wszystko działo się o wiele za szybko.
            To może rzeczywiście była jej jedyna szansa. Może to właśnie był taki dar od losu, o który zawsze prosiła. Nie wiadomo. Wiedziała jednak, że nie może tego zmarnować. Coś takiego może się już więcej nie powtórzyć!
            W końcu będzie mogła wyrwać się z tej miejscowości, uciec od samotności, przytłaczających ją tych czterech ścian domu, i co najważniejsze - rodziców. Dla nich z pewnością też było to na rękę. Po co kolejny problem na głowie? Po co wydawać tyle pieniędzy na córkę, skoro wódka ważniejsza?
            Sumienie jednak nie dawało jej spokoju. Nie mogła tak po prostu - bez rozmowy z Kubą - pakować się. On jej pomógł w kilku najtrudniejszych momentach. Był z nią, mimo, że jej prawie w ogóle nie znał. Musiała z nim porozmawiać. Szybko ubrała pierwsze z brzegu jeansy i wybiegła z domu. Rześkie powietrze dostawało się do jej płuc, przyprawiając ją o dreszcze. Bała się tej rozmowy, chociaż wiedziała, że chłopak ją zrozumie. Bo przecież kto, jak nie on...
            Przeszła przez furtkę i zobaczyła zapalone światło w jego garażu. Znowu coś pewnie majstrował przy swoich motocyklach, mimo że za chwilę miała wybić już północ. Uchyliła bramę od garażu i zobaczyła go klęczącego przy swoim ulubionym motocrossie.  
- Hej - wystraszyła go, bo aż upuścił z rąk smarowany przez siebie łańcuszek.
- Hej - zrobił wielkie oczy. - Coś się stało? - nie spuszczał z niej wzroku.
- Można tak powiedzieć. - Usiadła się na krześle, na przeciwko niego.
- Coś w domu? Znowu rodzice? - przerwał swoją pracę, gdy zauważył zmieszany wyraz twarzy dziewczyny. Naprawdę musiało się coś stać!
- Nie. Tym razem to chodzi o mnie - mówiła zagadką.
- Co zrobiłaś? - wystraszył się nie na żarty. - Coś ci jest? Zachorowałaś? - Patrzył na nią z wytrzeszczonymi oczami.
- Nie. - Nie wiedziała jak ma się za to zabrać.
- No to co?
            Milczała.
- No mów! - krzyknął, bo był naprawdę przerażony. - Jesteś w ciąży?
            Martyna wybuchła śmiechem. Takiego czegoś się nie spodziewała. I jak ona mogła go zostawić? Na samą myśl ściskało ją w sercu.
- Zwariowałeś? - Z jej twarzy nie znikał wielki rogal.
- Jest! - Odetchnął głęboko - Nie strasz mnie tak nigdy więcej! - Zsunął się po ścianie i usiadł na betonie. - Wykończysz mnie kiedyś - trzymał się za serce i dychał jak koń. 
- Jesteś nienormalny! - pokręciła przecząco głową.
- Ja?! To ty przychodzisz tutaj, straszysz mnie, mówisz, że coś jest nie tak i jeszcze nie chcesz powiedzieć co! - bulwersował się. 
- Będzie mi brakowało tych twoich pomysłów - uśmiechnęła się lekko.
- Hee? - wykrzywił się i zaliczył typowy poker face.
- Widzę, że z twoją gwarum coroz lepij.
- Jo! - wyszczerzył się. - Ale nie zmieniaj tematu! - Wygładził swoją blond czuprynę i pobrudził się na czole olejem.
            Wspominał ktoś kiedyś, że niejaki Jakub Sz. jest ładny. Tak? Powinien puknąć się w głowę. Jest oszałamiająco przystojny i uroczy! 
- Wygrałam konkurs żużlowy - zaczęła.
- Co? - uniósł wzrok. - To wspaniale! - Nie rozumiał, dlaczego dziewczyna się nie cieszy. Przecież miała świra na punkcie żużla. - Gratulacje! - uśmiechnął się szeroko.
- Tyle że nagrodą są podróże na mecze żużlowe - zapadła cisza. - Nieprzerwanie przez całe dwa miesiące wakacji - dokończyła.
- Żartujesz sobie ze mnie? - uniósł wysoko brwi.
            Dziewczyna pokręciła głową i wbiła wzrok w beton.
- Zdolna bestia! - podbiegł do niej i zaczął ją podrzucać do góry, jak po wygranym meczu.
- Chcesz żebym przywaliła w sufit? Puszczaj! - śmiała się.
- Najwyżej - pokazał jej język. - Bez różnicy, bo już bardziej ponurego wyrazu twarzy nie można mieć. Gdzie okrzyki radości, gdzie szampan? - postawił ją na ziemi. - Dlaczego się nie cieszysz? - popatrzył jej prosto w oczy.
- Po prostu... - przełknęła ślinę - nie chcę cię zostawiać samego.
- Martyna... - złapał się teatralnie za głowę. - Co ty chrzanisz?! I tylko przeze mnie masz zamiar zaprzepaścić swoje marzenia?
- Ale czuję wyrzuty sumienia wobec ciebie.
- Nie lubię twojego sumienia - przytulił ją. - Przynajmniej od ciebie w końcu odpocznę. - Na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek.
            W sercu jednak i tak poczuł nieznajome ukłucie, lecz nie mógł tego dać po sobie poznać. Nie chciał jej w niczym przeszkadzać, a zwłaszcza w realizowaniu swoich pragnień. Co to, to nie! 
- Świnia - przytuliła go jeszcze mocniej.
- Ale za to ukochana świnia - uśmiechnął się, by dodać jej otuchy. - Kiedy wyjeżdżasz?
- Jutro o piętnastej muszę się stawić w Bydgoszczy razem z rodzicami.
- I ze mną - dodał.
- Oczywiście
- Od razu potem jedziecie gdzieś dalej?
- Tak, lecimy do Szwecji.
- W Polsce też kiedyś będziecie? - wypytywał się jak na komisariacie.
- Tak, i z tego co widziałam, dosyć często - trzymali się za ręce.
- Będę cię odwiedzał - stali tak blisko, że prawie stykali się nosami.
- Masz przecież jeszcze swoje mecze.
- Ale nie każdego dnia.    
- Będę za tobą tęsknić - spuściła głowę, bo gdyby patrzyła mu nadal prosto w oczy, to pewnie by się poryczała.
            Jutrzejszy dzień będzie ciężki. Bardzo ciężki. 
- Ja za tobą też.
- Będziesz dzwonił?
- Codziennie.
- Obiecujesz?
- Czy ja kiedyś nie dotrzymałem jakiegoś słowa? - uśmiechnął się tak słodko, a zarazem i naturalnie, że jej ciało zaczynało przy nim wymiękać.
- Nie zapomnisz o mnie?
- Zwariowałaś?
- Troszeczkę - wzięła głęboki oddech. - Ja już od tego wszystkiego głupieję!
- Dziewczyno! - potrząsnął ją za ramiona. - Wygrałaś! Zwiedzisz pół Europy! Będziesz miała na co dzień tego jak on miał... - zastanawiał się - no... Warda! Hampela! Pawlickiego!
- Obydwu Pawlickich - wtrąciła się. 
- No właśnie! - Nie wiedział dlaczego obydwu i skąd się wziął jakiś drugi, ale wolał to przemilczeć. Posłał jej za to swój uśmiech numer pięć i wymieniał dalej. - Hancocka! Golloba!
- No tego to mogłeś sobie darować - wywróciła oczami. 
- Co? Ten nie odpowiada?
            Martyna pokręciła głową.
- No to ten nie, ale przynajmniej będziesz miała okazję zaplanować na niego zamach.
- Prowokujesz. Jakby co zwale wszystko na ciebie.
- Dobrze.
            Zapadła chwila ciszy.
- Zapamiętaj sobie tylko jedno, ja mam paliwa w baku dużo. Jeśli ci będzie smutno, jeden telefon i będę przy tobie. A jeśli ktoś cię skrzywdzi albo będzie ci źle, to zabieram od razu do domu. Jeszcze mnie będziesz miała dosyć - pokazał jej język. - Bo kto ma najlepsze pomysły? - pochylił głowę.
- Kubuś, mój Anioł Stróż!
- Dokładnie! Leć się już pakuj, bo jutro budzę cię o dziewiątej. Dobranoc - pocałował ją w czoło.
- Dobranoc - puściła niepewnie jego rękę i odeszła, odprowadzona przez niego wzrokiem.
            Może wcale nie będzie tak źle? To tylko dwa miesiące. Być może najlepsze dwa miesiące w jej życiu! Nigdy co prawda na tak długo nie wyjeżdżała z domu, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. Dzięki Kubie spojrzała na to wszystko innym okiem. Wyobraziła sobie zorze polarne w Szwecji, które od dawna pragnęła zobaczyć na żywo i od razu zrobiło jej się milej na sercu. Plaża w Poole... od zawsze chciała tam pojechać! I to wszystko teraz miało stać się rzeczywistością? Świat oszalał!
*****
                Ta wiadomość całkowicie wytrąciła go z równowagi. Nie mógł sobie wyobrazić, jak teraz jego dni będą wyglądały bez niej. Już teraz dokuczała mu samotność, a po jej wyjeździe... bał się nawet o tym myśleć. Garaż, łóżko, wyścigi, garaż, łóżko, wyścigi - ta monotonia go przerażała. Pocieszał Martynę, a sam nie może się z tym pogodzić. Nie chce jej stracić. Nie chce stracić kolejnej bliskiej osoby. Najpierw stracił siostrę, kiedy wyjechała do Australii, potem rodziców, kiedy zaczęli oddalać się od siebie, następnie dziewczynę, która go zdradzała i na końcu swoich znajomych i jedynych kumpli, kiedy przeprowadził się z Poznania. Kto jeszcze mógł się od niego odwrócić? Najbardziej przerażała go jednak myśl, że dziewczyna będzie tam bez niego w otoczeniu samych mężczyzn, chłopaków, żużlowców, mechaników. Z każdym dniem pragnął jej coraz bardziej, ale nie miał odwagi się do tego przyznać. A teraz, gdy wszystko szło w dobrą stronę, ona tak po prostu wyjedzie i zapomni o nim. Pozna, Bóg wie kogo, i dla niej nie będzie się już liczył wcale. Z drugiej jednak strony był to taki rodzaj próby. Jeśli wróci i nadal będzie ją kochać, upewni się, że to nie było tylko takie zwykłe, głupie zauroczenie.
*****
            7 lipca. Tę datę , ten dzień Martyna zapamięta z pewnością na długo. Nadal nie mogła uwierzyć, że wygrała to właśnie ona!
            W czterech (razem z rodzicami i Kubą) byli w drodze do Bydgoszczy. Chłopak upierał się, że ją odwiezie, dlatego jechali jego samochodem i to on robił za kierowcę. Siedemnastolatka była w szoku, że jej ojciec się tak po prostu na to zgodził (bo matka zawsze i tak ulegała tylko jego wpływom: nie miała żadnego zdania w żadnej sprawie). Na początku panowała spięta atmosfera, z czasem jednak temat zaczął się rozwijać i można rzec, że było nawet lepiej, niż sama się mogła tego spodziewać. Martyna jednak i tak nie bardzo była w stanie skupić się na powstałej rozmowie. Tysiące myśli w głowie, tysiące wyobrażonych przez siebie obrazów.
            Szczęście w nieszczęściu, takie coś jednak istnieje.
            W końcu dojechali na miejsce. Podróż nieco się przedłużyła z powodu wypadku dwóch samochodów osobowych w Żninie. Dość sprawnie jednak drogowcy wyznaczyli objazd, więc do Bydgoszczy dotarli tylko z niewielkim opóźnieniem. Kuba z ojcem zabrali jej wszystkie walizki, a było tego, jak możecie się domyślić, od groma! Gdyby miała taką możliwość, zabrałaby ze sobą nawet i łóżko albo i biurko. Dwie walizki na kółkach, jeden plecak, jedna podręczna torba i torebka, którą miała przy sobie cudem pomieściła to wszystko, co chciała spakować. Skąd jednak mogła wiedzieć, na jaką pogodę trafi? Książki na nudę – obowiązkowo. A lustrzanka (oprócz pieniędzy i telefonu) to całkowity numer jeden! Obładowani walizkami i tobołkami ruszyli (zgodnie ze wskazówkami) w stronę siedziby przedstawicieli Grand Prix. Tam wypełnili wszelakie sprawy papierkowe, zaczynając do podpisania zgody przez rodziców, a kończąc na dopinaniu spraw związanych z ubezpieczeniem. Po pozostawieniu wszystkich bagaży w busie, mogła wejść na stadion i po raz ostatni w te wakacje spędzić jeszcze kilka godzin z Kubą. Po zakończonym meczu od razu zostanie podstawiony bus i wyruszą na lotnisko im. Ignacego Jana Paderewskiego.
*****
            Rozpoczęły się zawody. Już od samego początku bardzo wysoko poprzeczkę postawili wszyscy rywale Polaków. Po pięciu startach Polska Husaria zajmowała ostatnią lokatę, z 6 punktami, przegrywając nawet z USA. Niezwykle pasjonujący był bieg jedenasty. Od samego startu nieoczekiwanie uciekł Mikkel B. Jensen, a tuż za nim trwała ostra walka pomiędzy Gollobem, Grigorijem Łagutą i Ryanem Fisherem. Do niebezpiecznej sytuacji jednak doszło na drugim łuku, kiedy to reprezentant Rosji pozostawił Polakowi niezbyt wiele miejsca pod bandą. Ten jednak zdołał się wybronić, dzięki czemu przedostał się na drugą pozycję, wyprzedzając Łagutę, który odbił się od bandy i wytracił prędkość. Mimo to, jadący na czwartej pozycji Fisher, nie zdołał go wyprzedzić. Kolejny wyścig nie był niestety dla nas tak udany; defekt motocykla zaliczył Grzegorz Walasek. Ogromnym doświadczeniem za to (w gonitwie trzynastej) wykazał się Maciej Janowski, który zdołał wyprzedzić, jadącego z Jokerem, Grega Hancocka i dowieźć cenne dla nas trzy punkty. Niemalże niepokonany był na tym torze Emil Sajfutdinov, który po czterech seriach miał punktów: 3, 3, 3, 6.
            Zawody nie układały się po myśli Polaków. Większość kibiców była zaszokowana takim wynikiem. Złym wynikiem, którego nikt się nie spodziewał.
            Na dostanie się do finału pozostawała jeszcze szansa. Jedna jedyna, w ostatnim biegu. Wystarczyło tylko, by swój bieg wygrał Gollob, a Rosjanin (właśnie Emil) przyjechał co najwyżej na trzecim miejscu. I tak się właśnie działo… Do czasu, gdy na ostatnim łuku, tuż przed metą, Greg Hanock nie wyprzedził Tomasza Golloba. Zwycięstwo było tak blisko, a jednak tak daleko! Każdy z kibiców czuł ten niesmak.
            Pozostała jeszcze tylko walka w barażu. Bardzo trudna walka.
Oficjalne wyniki:
Rosja – 35 pkt.
Polska – 34 pkt.
Dania – 33 pkt.
USA – 23 pkt.
*****
            Martyna z Kubą wychodzili ze stadionu, nie rozmawiając. Najpierw musieli ochłonąć po ostatnim biegu i po tak brutalnej porażce, a następnie uświadomić sobie, że zaraz się pożegnają, że ona odjedzie, a on wróci do swojego pustego domu.
            Najpierw pożegnała się z rodzicami. Z nimi było o wiele łatwiej, ale gdy tylko spojrzała w oczy Kuby miała ochotę zabrać go ze sobą. To jednak było niemożliwe. On miał własne życie.
            Podeszła do niego i lekko się uśmiechnęła, by dodać mu otuchy. Sobie samej zresztą też.
- Trzymaj się, będę tęsknić – wyszeptała mu do ucha, kiedy porwał ją w objęcia.
 - Do zobaczenia za 15 dni w Gdańsku. – Uśmiechnął się łobuzersko.
- Przyjedziesz?! – Jej serce skakało z radości.
- Mówiłem, że coś wymyślę.
- Jesteś kochany – zaczęła go ściskać jeszcze mocniej.
- Miłej podróży, wspaniałych wakacji. Zadzwoń, jak dolecisz. – Patrzył prosto w jej oczy.
- Dziękuję i oczywiście.
- No idź już, bo zaraz zwariuję – pocałował ją w czoło i odsunął się od niej.
            Dziewczyna niepewnie odwróciła się i usiadła w busie obok Polki, która także wygrała ten konkurs. Kierowca zamknął drzwi i pozostało jej jedynie wpatrywanie się w niego. Poczuła znajomy uścisk w żołądku. Była w stanie mu tylko odkiwać i odjechała.  

środa, grudnia 26, 2012

8. Kosmos

>             - Oni po prostu nie rozumieją, co robią. Uwielbiają pakować się w kłopoty. Za poprzednią sprawę ojciec otrzymał pół roku w zawieszeniu, ale jak widać, nic go to nie nauczyło. Mam tego dość, serdecznie dość! - Martyna pokrótce przedstawiła Kubie całą historię swojej popapranej rodziny. Nie było tego za wiele: kłótnia, bójka, policja, alkohol, kłótnia, kradzież, alkohol, pobicie, alkohol i tak w kółko... W końcu po raz pierwszy w swoim życiu zwierzyła się z tego, co naprawdę działo się w jej domu. Bez żadnych ogródek. Mimo wywlekania przykrych spraw na wierzch, poczuła się o wiele lepiej. Zupełnie jakby uwolniła się od tych wszystkich przytłaczających ją myśli. Jak dobrze, że w jej życiu zjawiła się taka osoba, jak Kuba.
- Przykro mi - chłopak wpatrywał się tępo w jakiś punkt.
- Jedyne, co im zawdzięczam to, to że pokazali mi, jaka nie mam być w przyszłości.
                Osiemnastolatek milczał. W myślach dziękowała mu za to. Być może nie rozumiał tego do końca, ale przynajmniej oszczędził sobie bezsensownego komentowania i uszczypliwych uwag. Jej koleżanki (którym do szczęście brakuje tylko nowego Iphone'a albo tabletu) pewnie nie zachowałyby ich tylko dla siebie, a może i nawet popatrzyłyby na nią z góry, myśląc "nie daleko pada jabłko od jabłoni". Tego to by chyba nie wytrzymała.
- Ale dość o mnie! - przerwała ciszę. - Ty też miałeś coś do powiedzenia.
- Tak... - wziął głęboki oddech i zastanawiał się od czego ma zacząć. Mówi się zawsze, że najlepiej do początku. Ale jaki był właściwie ten początek?... - Mój ojciec jest szefem banku, - zaczął opowiadać, nerwowo wykręcając palce od rąk - a matka ma galerię sztuki w Poznaniu. Ostatnio widziałem się z nią tydzień temu. Od tego czasu rzekomo załatwia wszystkie papierkowe sprawy i szuka swojego zastępcy w galerii. Nie trudno się domyślić, że tak nie jest. Po prostu chce od nas uciec.
- Może jednak się mylisz - wtrąciła się. Skąd przecież mógł być tego pewien?
- Wątpię - krótko skomentował. - Mój ojciec też nie jest wcale lepszy. Z jakiś miesiąc temu widziałem go z kochanką na mieście. Całowali się - spuścił głowę. Widać, że było mu ciężko o tym rozmawiać. - On na szczęście mnie nie zauważył - kontynuował. - Chciałbym powiedzieć o tym matce, ale nie mogę. Skończyłbym pewnie na zmywaku, bo ojciec, dowiedziawszy by się o tym, że to ja go wydałem, nie przesłałby mi już ani grosza. A wtedy koniec z marzeniami o startowaniu w zawodach FMX i Red bull X-Fighters. Może jestem egoistą, nie myśląc o tym, jak czuje się moja matka, ale oni obydwoje są siebie warci.
- Przykro mi, że nie tylko ja mam taką popapraną rodzinkę - miała ochotę go przytulić.
- Uważasz, że jeśli żyje się w bogactwie, to jest o wiele łatwiej. Zapewniam cię, nie zawsze. Moja osoba jest tego doskonałym przykładem.
- Ale ty przynajmniej coś masz. - Ona tak naprawdę nie miała nic...
- Jedyne co mam na własność, to samochód i dwa motocykle. Wiele z nimi w życiu osiągnę, nie ma co - ironizował. - Mam jeszcze siostrę, ale ona też (szczerze mówiąc) ma mnie gdzieś.
- Jak to?! - Była w szoku, że nigdy wcześniej jej o tym nie wspomniał. Nie był jedynakiem, tak jak zawsze myślała...
- Ma na imię Karolina i jest ode mnie o pięć lat starsza. Półtora roku temu wyszła za mąż i wyjechała z Polski - relacjonował.
- Dokąd?
- Do Australii.
          Martynę zatkało. Dlaczego jej nigdy o tym nie powiedział? Wiedział przecież, że uwielbia podróżować, a jednym z jej marzeń jest przemierzenia Australii z zachodu na wschód. Z Brisbane, zahaczając o Sydney i Mildurę, aż po Perth.
- Byłeś kiedyś u niej? - zapytała.
- Nie. Nawet rodzice u niej nigdy nie byli. Piszemy czasami ze sobą, ale nie za często. Wiadomo... Różnica czasu. - No tak... Podczas gdy u nas jest wieczór, u nich wczesny ranek i na odwrót. - Ale nie martw się. Gdy już będę miał zamiar lecieć, nie zapomnę o tobie - uśmiechnął się szeroko.
                     Na samą myśl o Operze i moście w Sydney, o Gold Coast w Brisbane, Górze Uluru, Wielkiej Rafie Koralowej, Górach Błękitnych i Wyspie Fraser, gdzie można spotkać jedne z największych rekinów na świecie, zapierało jej dech w piersiach.
                  Czasami warto pomarzyć.

                                                                             *****

                  Martyna nerwowo wyczekiwała dwudziestej. O tej godzinie bowiem miały zostać podane wyniki co do konkursu na najlepsze żużlowe zdjęcie. Oficjalne wyniki miały się pojawić na stronie głównej Speedway Grand Prix, a zwycięzcy zostaną powiadomieni telefonicznie.
              Nie zdziwiłaby się, jeśli nagle serwery strony zostały przeciążone po ciągłym odświeżaniu jej. Gdyby Kuba to widział, popłakałby się ze śmiechu. Dlatego też nie wspominała mu ani słowem o tym konkursie. Przynajmniej jej też nie wyśmieje, że żywiła jakąkolwiek nadzieją na wygraną. W sercu jednak i tak miała jakąś tam niewielką iskierkę, bo "kto nie próbuje, ten nic nie ma".
                   Niestety... Po półgodzinnym oczekiwaniu, straciła już jednak jakąkolwiek nadzieję. Widocznie to nie była jej szansa, to nie była droga dla niej. Na stronie internetowej umieszczono trzy zwycięskie zdjęcia, wśród których autorem jednego z nich była jakaś Polska. Na zdjęciu uwieczniono upadek Jarosława Hampela i Darcyego Warda podczas ubiegłorocznego Drużynowego Pucharu Świata w Gorzowie.
                     Tegoroczne natomiast miało się odbyć już jutro na torze w Bydgoszczy, gdzie Polska Husaria ma się zmierzyć w półfinale z ekipami z USA, Danii i Rosji. Czy im się powiedzie? Czas pokaże...
                      Najlepsze jednak było to, że Martyna i tak się tam zjawi. Obiecał jej to dzisiaj Kuba, tak o, na osłodzenie życia. Sam też przecież chętnie przyjrzy się temu z bliska, choć to nie jego kategoria; ale motocykl to motocykl. Można to powtarzać bez końca; z tym chłopakiem nie ma chwili na nudę! Nawet zwykły szary dzień potrafi obrócić o sto osiemdziesiąt stopni, sprawiając go wyjątkowym. Jak chociażby ten dzisiejszy, gdy poszukiwali podrobionego wazonu, do tego prosto z Grecji, co zbił jeszcze wczorajszego wieczoru. Nie obyło się oczywiście bez śmiechu. Odwiedzili chyba każdy sklep z porcelaną i innymi ozdobami w Lesznie, jak i całej okolicy. Co prawda znaleźli jakiś podobnej wielkości ze wzorkami, jednak nie znajdowały się na nim żadne obrazy mitologiczne, czy też postacie z pierwszych Igrzysk Olimpijskich na górze Olimp albo greckie boginie. Z tego też powodu musieli wziąć sprawy w swoje ręce. A raczej pędzle w swoje ręce. Trzeba przyznać, że nie wyszło to nawet najgorzej. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że wyglądało to lepiej niż oryginał. Nieznany talent drzemie w każdym z nas.
- A morał tej bajki jest krótki i niektórym znany; każdy artysta musi być zdrowo porąbany - przypomniała sobie słowa Kuby i na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.

                                                                           *****

                   Kładła się już do łóżka. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio zasypała tak wcześnie. Jej rodzice wrócili dzisiaj popołudniu i w końcu nie była sama w domu. Po raz kolejny przepraszali ją i obiecywali, że to się już nigdy więcej nie powtórzy, ale jakoś coraz mniej jej na tym zależało. Obojętność... To przecież oni ją jej nauczyli.
                   Gdy już niemal spała, jej telefon zaczął rozbrzmiewać głośnym "Calling (Lose My Mind)". O tej godzinie mógł dzwonić tylko Kuba.
                    Idiota. Debil. Baran.
- Ten to ma wyczucie czasu. - Wywróciła oczami i odebrała.
- Dobry wieczór. Czy przy telefonie pani Martyna Lipińska? - Słuchała tego cymbała na śpiku.
- Kuba, nie rób sobie jaj, ja śpię! - krzyknęła.
- Tu Janusz Nowak z FIM Speedway Grand Prix, główny organizator konkursu na najlepsze żużlowe zdjęcie. Przepraszamy za tak późną porę, ale wszelkie formalności co do konkursu muszą zostać wypełnione jeszcze dzisiaj - dopiero teraz zorientowała się, że to jednak nie był głos Kuby. Cała zdezorientowana potrząsnęła głową by się obudzić, usiadła i oparła się o ścianę.
- Słucham? - Nie była w stanie nic więcej wykrztusić z siebie.
- Brała pani udział w konkursie FIM SGP, prawda? - mówił spokojnie.
- Owszem, jednak to nie ja go wygrałam. Musiała zajść jakaś pomyłka. - Pewnie pomylili coś i teraz zawracają jej głowę, dając jeszcze jakieś nadzieje.
- Właśnie w tym celu dzwonimy. Nie zaszła żadna pomyłka. Jeden z laureatów wycofał się z powodu problemów rodzinnych i zadecydowaliśmy, że ogłosimy czwarte miejsce, które otrzyma główną nagrodę. Jak można się domyślić, pani zajęła właśnie to miejsce. Bardzo serdecznie gratulujemy! - Martyna nie wierzyła w to, co słyszy. Musiała kilka razy uderzyć się w twarz, by upewnić się, że nie śni. Sen na jawie - to mogło być bardzo prawdopodobne.
- Ale to niemożliwe! - zrobiło jej się gorąco i zaczęła sobie wachlować ręką.
- Możliwe, możliwe! Może się już pani pakować - uśmiechnął się do słuchawki. - Zobaczymy się jutro na DPŚ w Bydgoszczy. Całkowity koszt podróży zostanie oczywiście zwrócony. Resztę szczegółów przedstawimy za chwilę. Najważniejsza jednak (mimo wszystko) jest pisemna zgoda rodziców, ponieważ jest pani jeszcze niepełnoletnia. Podróże będą obejmowały takie kraje jak: Wielka Brytania, Szwecja, Dania, Włochy, Słowenia, Chorwacja no i oczywiście Polska. Szczegółowy terminarz wyjazdów zostanie wysłany jeszcze dzisiaj na pani e-mail i będzie obejmował turnieje m.in. cyklu Grand Prix, rund Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów, Ekstraligi, Elitserien i ligi duńskiej - nawijał jakby się nagrał albo perfekcyjnie wyuczył na pamięć. - Jesteś jedyną niepełnoletnią zwyciężczynią, dlatego podróżowanie samemu nie wchodzi w rachubę. Razem z wami będą specjalni przewodnicy. Możecie czasami też podróżować wspólnie z żużlowcami. Jest to pierwszy taki konkurs, więc z pewnością wszystko wyjdzie dopiero "w praniu". Na pewno zapewnić możemy stu procentowy komfort i bezpieczeństwo, a także wakacje życia dla wszystkich pasjonatów speedway'a.
                    Kosmos.
                    To brzmiało jak lot w przestrzeń kosmiczną Apollo 13 i wylądowanie nim na Jowiszu.
                     "Hellow! To ja Martyna. Zwykły pechowiec. O co panu chodzi?"
- Co więcej? - zastanawiał się. - Musi się pani stawić jutro o piętnastej w Bydgoszczy, wtedy zostaną ogłoszone oficjalne wyniki oraz otrzymacie specjalne bilety, które będą tzw. waszym identyfikatorem - przypomniał jej się film "Igrzyska Śmierci". Tam też wylosowywano dwoje osób z jednego dystryktu po to, by dostarczali rozrywki innym, walcząc o swoje życie. To coś na styl dawnej walki gladiatorów. Przeżywał tylko jeden.
                     To brzmiało dokładnie tak samo!
                     Przez jej ciało przeszły dreszcze i jakoś to wszystko nie zdawało jej się już takie fantastyczne.
                     Ogarnęło ją przerażenie.
- A co, jeśli rodzice nie wyrażą swojej zgody?
- To niestety, ale w tym przypadku nie możemy nic zrobić. Twoi rodzice lub prawni opiekunowie muszą się stawić jutro razem z tobą. Rozumiem, że to nie jest łatwa decyzja, ale taka okazja może się już nie przytrafić - mówił szczerze.
                   Martyna uwielbiała podróżować, ale naprawdę przestraszyła się tego całego szumu. To przecież miało trwać przez całe wakacje!
                     To wszystko działo się z pewnością o wiele za szybko!
- Oczywiście, jeśli wszystko pójdzie po myśli, to jutro od razu po półfinale lecicie do Malilli na finał, dlatego musisz być już spakowana.
                  „Can anybody tell me what's going on?!” „Czy ktoś powie mi, co się tutaj dzieje?!” („Crazy” - Simple Plan)
- Rozumiem. Mam nadzieję, że wszystko się uda. - Tak naprawdę jednak nic nie wiedziała. W jej głowie myśli krążyły z prędkością światła.
- Cieszymy się. Zaraz zostanie wysłany szczegółowy plan, regulamin i terminarz. Prosimy o zapoznanie się ze wszystkim i potwierdzenie jutrzejszego przybycia.
- Oczywiście.
- Jeszcze raz przepraszamy za tak późną porę. Mamy nadzieję, że do zobaczenia. Gratulujemy dobrego oka i refleksu. Dobranoc - zaczekał jeszcze chwilę i zakończył połączenie.
                       Martyna oddychała głęboko, by się uspokoić. Żużel 24/7?! Dlaczego nie?! Podróżowanie z żużlowcami na zawody 24/7?! To przechodziło jej pojęcie.
- Pozdro, Martyna - złapała się za głowę i z niedowierzaniem zaczęła nią kręcić.
                      Jedyny problem... Zaczynał się na "K", a kończył na "a". Nie chciała go stracić. Nie teraz, gdy tak bardzo się do niego przywiązała, nie teraz, gdy po raz pierwszy zżyła się z kimś tak bardzo. Jak miałaby go teraz zostawić? To byłoby nie fair. Życie jest nie fair. Dlaczego musi wybierać pomiędzy dwoma tak ważnymi w jej życiu rzeczami. Marzenia i przyjaźń.
- Oj Kubuś, Kubuś - jej oczy zaszkliły się. - Uwielbiam cię, cymbale. - Położyła głowę na poduszce, a po jej policzku kolejno zaczęły spływać łzy.
                     Sama już nawet nie wiedziała, dlaczego.

niedziela, grudnia 02, 2012

7. "Nigdy nie marzyłam o tym, że znajdę coś, co..."

          Serce Martyny biło jak oszalałe. Po raz kolejny przed jej domem stał samochód policyjny. Mimo częstych wizyt panów w mundurach, nie przyzwyczaiła się do ich widoku – wręcz przeciwnie; za każdym razem czuła olbrzymi strach, jakby jej żołądek tańczył walca wiedeńskiego razem z wątrobą. Kolejne upokorzenie, kolejny wstyd. Tak bardzo dbała o swoją opinię, o to, by uważali ją za kogoś i doceniali. To wszystko jednak psuli rodzice. Od kilku lat obiecywali skończyć z alkoholem, jak można się domyślić… Były to tylko puste słowa puszczone na wiatr, ale jednak słowa, które dawały siedemnastolatce jeszcze jakąś nadzieję. Gasła ona jednak z każdą wypitą kroplą i z każdym słowem, które wywoływało tylko kolejną kłótnię.

            Czasami myślała o tym, że wszystko to nie ma sensu, zmierza donikąd, a czasami wręcz przeciwnie: dawało wielką motywację do tego, by uwolnić się od „starego” życia i zacząć żyć prawdziwymi wartościami, ciesząc się każdym dniem. Była ona jednak dopiero na początku tej drogi.
            Do jej oczu zaczęły napływać łzy. Nie chciała, by to wszystko zobaczył Kuba, ale co mogła poradzić? Takie było jej prawdziwe życie, nic nie mogła ukryć.
- Kuba przepraszam cię za wszystko – rzuciła ochrypłym głosem i wybiegła z samochodu. Po jej policzku spłynęły gorzkie łzy. Im była bliżej domu, tym kolana coraz bardziej zaczynały jej drżeć.
- Ale proszę się ze mną nie kłócić! – usłyszała zza drzwi donośny głos policjanta. Pewnie chwyciła klamkę i energicznym ruchem pchnęła drzwi. Marzyła o tym, by takiego widoku nigdy w swoim życiu nie zobaczyć. A jednak…
            Jej ojciec, kompletnie pijany, szarpał się z gliną, a matka (wcale nie w lepszym stanie) próbowała się zabawić w jego adwokata, co ostatecznie nawet nie można było nazwać jąkaniem się. Martyna aż bała się pomyśleć, co mogło się stać.
- Cześć Martynko – jakimś cudem chyba w tym całym zamieszaniu zauważył ją ojciec. Po chwili jednak znowu rozpoczęła się szarpanina. Tylko z urywków rozmów i biadolenia jej mamy, mogła zrozumieć, że jej ojciec został oskarżony o pobicie. Nie dowiedziała się też nic więcej od policjantów, bo gdy ledwo wpakowali obydwojga do samochodu, od razu pojechali na komisariat. Bez żadnych słów, bez wyjaśnień, jakby jej tam w ogóle nie było.
            Dziewczyna została sama w domu. Czuła się jak jakiś wyrzutek, kompletnie nie pasujący do tej planety. Gdyby można było przenosić się na inne gwiazdy niebieskie, byłoby o wiele łatwiej. Niestety…
            Zrzuciła z siebie mokre rzeczy, zostawiając jednak bluzę Kuby. Jego zapach perfum nadzwyczajnie ją uspokajał i dziwne, ale dzięki temu czuła, że nie jest sama.
            Mimo wielkiego zmęczenia, nie mogła zasnąć. Krążyła oczami po suficie, myśląc, jak to byłoby być kimś innym, mieć wszystko albo urodzić się w innym czasie, innym miejscu. Często jej głowę zakrzątały takie myśli, bo kto przed snem nie zamienia się w swoje drugie, wymarzone „ja”?
            Swój wzrok przeniosła na okno, za którym to widać było rozgwieżdżone niebo. Możliwe, że były to już urojenia, ale niemal za każdym razem dostrzegała spadające gwiazdy i za każdym razem wypowiadając: „Zmień moje życie na lepsze”. Czuła się wtedy bezpieczna.
            Obok, na drugiej poduszce, leżał jej telefon, który właśnie w tym momencie zabłysnął, ukazując nową wiadomość. Była ona oczywiście od Kuby. Nikt poza nim się do niej nie odzywał, nawet kumpela, z którą pojechała kilka dni temu na imprezę.
            Dziewczyna przetarła mokre od łez kąciki oczu i szybko prześledziła wzrokiem wiadomość. „Przepraszam, że nie poszedłem z Tobą, ale nie chciałem się jeszcze bardziej mieszać. Jak się czujesz? Mogę wpaść?” Z jednej strony tak bardzo pragnęła przytulić się do kogoś, wypłakać się, z drugiej jednak nie miała ochoty opowiadać tego, co znowu schrzaniło się w jej życiu. Chciała w końcu przestać się wstydzić! Chciała być bezpieczna, chciała by ktoś o nią zadbał albo chociaż pomyślał. Czy to tak wiele dla zwykłej nastolatki?
            „Jutro porozmawiamy. Dobranoc.” – Szybko wystukała i położyła się z powrotem. Chłopak jednak nie odpuścił; za parę sekund już do niej dzwonił, Martyna tylko pokręciła głową i zmuszona była odebrać połączenie, bo pewnie nie dałby jej spokoju do samego rana.
- Jesteś osłem – rzuciła na powitanie i włączyła tryb „głośnomówiący”.
- Według ciebie jestem już niemalże wszystkim – usłyszała jego męski, jak zwykle spokojny głos.
- Ciesz się, że jesteś niezastąpiony.
- Ty też jesteś niezastąpiona. –Jeżeli nie mówił tego ironicznie, to naprawdę była w szoku.
- Usłyszeć to od ciebie, no, no, no… - po drugiej stronie usłyszała tylko szum. – Jesteś?
            W tym samym czasie jednak usłyszała huk i dźwięk tłuczącego się szkła.
- Cholera!! – zawył tak głośno, że aż Martyna się wystraszyła.
- Co się stało? – pytała zaniepokojona.
- Zaraz mnie… - popłynęła garstka jakże dobrze nam znanych epitetów. – Coś potrzaskałem!
- Kubusiu, pecha masz coś dzisiaj – zrobiła smutną minkę. Chociaż ona wcale nie miała dzisiaj większego szczęścia.
- Jasna cholera, już po mnie! Poległ ukochany wazon mojej mamy! – tego przerażenia w jego głosie jeszcze nie słyszała. To brzmiało nadzwyczaj komicznie. Z trudem powstrzymywała swój śmiech.
- Spokojnie, na to są sposoby. – Chciałaby mieć tylko takie problemy, jak on.
- Tylko, że ten wazon był z Grecji i raczej trudno będzie go podrobić.
- Zawsze pozostaje jeszcze opcja: nie wiem, kto to zrobił, samo się zepsuło – lekko się uśmiechnęła.
- Jutro wyruszamy na poszukiwanie podróby – pozbierał potłuczone kawałki i wszystko schował w swoim pokoju.
- Twojej mamy i tak przecież przez cały czas nie ma w domu. W ogóle nikogo tam nie ma oprócz ciebie. Dlaczego?
            Przez dłuższą chwilę panowała niezręczna cisza. Widocznie Martyna trafiła w sedno.
- Wychodzi na to, że jutro nie tylko ty będziesz miała, co opowiadać.
- Życie jest niesprawiedliwe – podsumowała, a jej ciało ze zmęczenia powoli samo zaczynało opadać z sił i zasypiała.
- Niestety tak – również położył się do łóżka. – Nie rozłączaj się.
- Ale ja śpię.
- Jak zaśniesz, to się rozłączę – ułożył się na plecach i teraz to on oglądał sufit. W jego domu panowała przeszywająca cisza, no bo w końcu tylko on tam przebywał. Nienawidził być sam, nienawidził tej ciszy, ale co mógł poradzić? – O której jutro mam przyjść?
- Nie wiem.
- No to najwyżej jutro cię obudzę.
- Yhymm – już na pół spała.
- Co miałaś dzisiaj na myśli, mówiąc, że przepraszasz mnie za wszystko?
- No… Za wszystko… - mamrotała.
- To znaczy? – dociekał, nie rozumiejąc, że ktoś tu właśnie prawie śpi.
- Kuba?
- Co?
- Zamknij się!
- Dzięki! Mam cię jakoś pobudzić? – roześmiał się.
- Nie, proszę cię. Tylko nic nie śpiewaj.
- Nie przesadzaj, nie jest jeszcze tak źle – już wymyślał swój repertuar.
- To brzmi gorzej niż jakby się psy z kotem żarły.
- Bo ty niby jesteś lepsza? – teatralnie wywrócił oczami.
- Co jak co, ale z muzyki to ja zawsze mam piąteczkę.
- Chyba tylko za piękne oczy – robił wszystko, żeby Martyna nie zasnęła; nie chciał znowu zostać sam. Dziewczyna była jego jedynym powodem, dla którego cieszył się, że przeprowadził się z Poznania.
- Przepraszam bardzo, ale to nie ja podrywałam młodą nauczycielkę niemieckiego po to, by mnie przepuściła do następnej klasy.
- Trzeba było sobie w życiu radzić. Poza tym ona była w połowie Niemką, to jeszcze nie tak źle.
- No taa, oczywiście.
- W ogóle niemiecki to język szatana, Bóg mi to wybaczy – tłumaczył się.
            Nigdy nie zapomni tego, jak po lekcji (tydzień przed radą pedagogiczną) czarował niewiele starszą od siebie panią nauczycielkę. Wystarczyło tylko kilka ładnych uśmiechów, prawienie komplementów (na początku oczywiście bez przesady), a na koniec kilka spotkań w celu „szerszego poznania kultury niemieckiej”, wszystko - rzecz jasna - ustawione. Tak szybko, jak nadszedł koniec roku szkolnego, tak szybko zniknął i on. Takiego ubawu razem z kumplami nie mieli od lat.
- Jesteś złym człowiekiem – mamrotała.
- Bywa.
- Ja nie wiem, co ja z tobą robię.
- Rozmawiasz?
- Wow!
- Taa…
            Kuba pomyślał o tym, jak jeszcze tydzień temu kłócił się z rodzicami na temat tutejszej wyprowadzki. Nie rozumiał, dlaczego chcą zamieszkać akurat w takiej dziurze, bo taka jest przecież prawda. Cztery ulice na krzyż, kilkanaście domków, jeden sklep, a po środku jego dom, który (w porównaniu z otoczeniem) można było nazwać willą. Z każdym dniem jednak żałował coraz mniej. Czasami nawet cieszył się, że uciekł od tego tłoku, tych ludzi, dla których liczyły się tylko jego pieniądze, obłudy i cynizmu. W tym miejscu nie był traktowany jako wyjątkowy, ludzie nie zwracali uwagi na jego dobytek (albo raczej jego ojca), a wręcz przeciwnie – unikali go, nie chcieli mieć z nim do czynienia. Jedynie Martyna, ale był pewny, że nie chodzi jej przecież tylko o pieniądze. Nie była taka. Jeszcze nigdy nie spotkał takiej dziewczyny. Intrygowała go, z każdą przebytą wspólnie chwilą, coraz bardziej. Nie szło o niej zapomnieć, jakkolwiek by tego pragnął. Coś w niej było i trudno mu było dostrzec, co.
- Martyna? – wyrwał się z przemyśleń. – Jesteś?
            Dziewczyna jednak nie odpowiadała.
- Śpisz?
            Nadal cisza.
            Kuba cicho westchnął i znowu zaczął o niej myśleć.
- Dobrze, że tego nie słyszysz – mówił cicho. – Kocham cię – odrzekł niepewnie i z żalem przerwał połączenie.

*****

            Martyna obudziła się z zadziwiająco lepszym nastrojem, nie przejmując się tym, że je rodzice są nadal na komisariacie. Byli jej rodziną, to wszystko. Łączyły ją z nimi tylko więzi pokrewieństwa i te same geny. Nie brała za nich odpowiedzialności. Postanowiła żyć własnym życiem i w pełni z niego korzystać.
            Włączyła swoją ulubioną płytę i z głośników popłynęła piosenka „Ready to fly”, która zawsze podnosiła ją na duchu, dodawała motywacji i przez ponad cztery minuty nadawała sens wszystkiemu, co ją otaczało. Nuciła: „I’m ready to fly over the sun” („Jestem gotowa, by latać ponad słońcem”) i w między czasie przeglądała w Internecie wszystkie newsy na temat pierwszego półfinału Drużynowego Pucharu Świata w Bydgoszczy. Czytała na temat każdego zawodnika z poszczególnego kraju, gdy przed jej oczami mignęła informacja: „To już ostatnia szansa, aby wziąć udział w konkursie organizowanym przez FIM Speedway Grand Prix! Sprawdź szczegóły!”.
            Pierwszy raz słyszała o czymś takim. FIM stać było na organizowanie jakiś konkursów? Szok. Zaciekawiona zaczęła czytać dalej. 

„Chcesz wygrać wakacje życia po wszystkich torach żużlowych w Europie?
Nic prostszego!
Wystarczy wysłać zdjęcie o tematyce żużlowej (oczywiście zrobione przez samego siebie) na Nasz adres.
Liczymy na państwa oryginalność i pomysłowość.
Dla autorów trzech najlepszych prac przewidziane jest (UWAGA!) tournee po Europie, na wszystkie ważniejsze żużlowe mecze od 7 lipca do końca sierpnia. Masz czas tylko do godziny osiemnastej!
Nie przegap takiej okazji!” 

            Martyna szybko przejrzała w głowie wszystkie zdjęcia, jakie tylko kiedykolwiek zrobiła na jakiś meczach i przypomniało jej się jedno, takie szczególne.
            Było to 10 października 2010 r. Pamiętny dzień dla kibiców leszczyńskiej Unii. Zdjęcie przedstawiało Leigh Adamsa stojącego na murawie obok motocykla, a tuż obok przypatrywała mu się młoda dziewczyna. Udało jej się także uchwycić moment, kiedy Leigh wyciągnął do niej ramiona. W powietrzu unosił się jeszcze dym i woń metanolu. Światła reflektorów dodatkowo nadawały charakteru temu zdjęciu. To była naprawdę jedna z najbardziej wzruszających chwil. Sama też nie raz uroniła wtedy łzę, myśląc, że już nigdy nie będzie mogła zobaczyć swojej Legendy – bo tak go właśnie nazywała - na motocyklu. Niewątpliwie skończył się wtedy pewien etap dla Unii, Australii i całego żużlowego globu.
            „I’ve always wings but I wasn’t ready to fly” („Zawsze miałam skrzydła, ale nie byłam gotowa, by latać”) – w jej uszach brzmiały kolejne wersy utworu i nie mogła uwierzyć, że od tego momentu, gdy go pożegnała, minęły już prawie dwa lata. A w między czasie przydarzyła się taka tragedia…
            Głęboko odetchnęła i zabrała się za szukanie zdjęcia. Następnie tylko trochę je wykadrowała i nadała odpowiednią ostrość, by zdjęcie naprawdę oddawało tę atmosferę, wzruszenie i prawdziwe przywiązanie fanów do zawodników i tej dyscypliny.
            Wysłała zdjęcie na adres FIM SGP, chociaż i tak nie wierzyła w swoje szanse. Wygrają tylko trzy zdjęcia, więc będą one z pewnością o wiele lepsze. Kto jednak nie próbuje, ten nic nie ma. A ten konkurs był chyba jej ostatnią deską ratunku, światełkiem na mierzei. Nie miała przecież nic do stracenia!
„I’ve always had wings, Now I’m finally ready to fly” („Zawsze miałam skrzydła, teraz w końcu jestem gotowa, by latać”).