Rodzice zgodzili się! Zgodzili, zgodzili, zgodzili!
I to nadzwyczaj szybko. Nie musiała ich nawet specjalnie przekonywać.
Opowiedziała o całym tym konkursie i rozmowie telefonicznej z organizatorem.
Całe szczęście, że byli trzeźwi, bo inaczej nic by z tego nie wyszło. Martyna z
podniecenia nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Czy najpierw wypełniać te
wszystkie formularze dotyczące ubezpieczenia, czy pakować się, czy może biec do
Kuby. To wszystko działo się o wiele za szybko.
To
może rzeczywiście była jej jedyna szansa. Może to właśnie był taki dar od losu,
o który zawsze prosiła. Nie wiadomo. Wiedziała jednak, że nie może tego
zmarnować. Coś takiego może się już więcej nie powtórzyć!
W końcu
będzie mogła wyrwać się z tej miejscowości, uciec od samotności,
przytłaczających ją tych czterech ścian domu, i co najważniejsze - rodziców.
Dla nich z pewnością też było to na rękę. Po co kolejny problem na głowie? Po
co wydawać tyle pieniędzy na córkę, skoro wódka ważniejsza?
Sumienie
jednak nie dawało jej spokoju. Nie mogła tak po prostu - bez rozmowy z Kubą -
pakować się. On jej pomógł w kilku najtrudniejszych momentach. Był z nią, mimo,
że jej prawie w ogóle nie znał. Musiała z nim porozmawiać. Szybko ubrała
pierwsze z brzegu jeansy i wybiegła z domu. Rześkie powietrze dostawało się do
jej płuc, przyprawiając ją o dreszcze. Bała się tej rozmowy, chociaż wiedziała,
że chłopak ją zrozumie. Bo przecież kto, jak nie on...
Przeszła
przez furtkę i zobaczyła zapalone światło w jego garażu. Znowu coś pewnie
majstrował przy swoich motocyklach, mimo że za chwilę miała wybić już północ.
Uchyliła bramę od garażu i zobaczyła go klęczącego przy swoim ulubionym
motocrossie.
- Hej - wystraszyła go, bo aż upuścił z rąk
smarowany przez siebie łańcuszek.
- Hej - zrobił wielkie oczy. - Coś się stało? - nie
spuszczał z niej wzroku.
- Można tak powiedzieć. - Usiadła się na krześle, na
przeciwko niego.
- Coś w domu? Znowu rodzice? - przerwał swoją pracę,
gdy zauważył zmieszany wyraz twarzy dziewczyny. Naprawdę musiało się coś stać!
- Nie. Tym razem to chodzi o mnie - mówiła zagadką.
- Co zrobiłaś? - wystraszył się nie na żarty. - Coś
ci jest? Zachorowałaś? - Patrzył na nią z wytrzeszczonymi oczami.
- Nie. - Nie wiedziała jak ma się za to zabrać.
- No to co?
Milczała.
- No mów! - krzyknął, bo był naprawdę przerażony. -
Jesteś w ciąży?
Martyna
wybuchła śmiechem. Takiego czegoś się nie spodziewała. I jak ona mogła go
zostawić? Na samą myśl ściskało ją w sercu.
- Zwariowałeś? - Z jej twarzy nie znikał wielki
rogal.
- Jest! - Odetchnął głęboko - Nie strasz mnie tak
nigdy więcej! - Zsunął się po ścianie i usiadł na betonie. - Wykończysz mnie
kiedyś - trzymał się za serce i dychał jak koń.
- Jesteś nienormalny! - pokręciła przecząco głową.
- Ja?! To ty przychodzisz tutaj, straszysz mnie,
mówisz, że coś jest nie tak i jeszcze nie chcesz powiedzieć co! - bulwersował
się.
- Będzie mi brakowało tych twoich pomysłów -
uśmiechnęła się lekko.
- Hee? - wykrzywił się i zaliczył typowy poker face.
- Widzę, że z twoją gwarum coroz lepij.
- Jo! - wyszczerzył się. - Ale nie zmieniaj tematu!
- Wygładził swoją blond czuprynę i pobrudził się na czole olejem.
Wspominał
ktoś kiedyś, że niejaki Jakub Sz. jest ładny. Tak? Powinien puknąć się w głowę.
Jest oszałamiająco przystojny i uroczy!
- Wygrałam konkurs żużlowy - zaczęła.
- Co? - uniósł wzrok. - To wspaniale! - Nie
rozumiał, dlaczego dziewczyna się nie cieszy. Przecież miała świra na punkcie
żużla. - Gratulacje! - uśmiechnął się szeroko.
- Tyle że nagrodą są podróże na mecze żużlowe -
zapadła cisza. - Nieprzerwanie przez całe dwa miesiące wakacji - dokończyła.
- Żartujesz sobie ze mnie? - uniósł wysoko brwi.
Dziewczyna
pokręciła głową i wbiła wzrok w beton.
- Zdolna bestia! - podbiegł do niej i zaczął ją
podrzucać do góry, jak po wygranym meczu.
- Chcesz żebym przywaliła w sufit? Puszczaj! -
śmiała się.
- Najwyżej - pokazał jej język. - Bez różnicy, bo
już bardziej ponurego wyrazu twarzy nie można mieć. Gdzie okrzyki radości,
gdzie szampan? - postawił ją na ziemi. - Dlaczego się nie cieszysz? - popatrzył
jej prosto w oczy.
- Po prostu... - przełknęła ślinę - nie chcę cię
zostawiać samego.
- Martyna... - złapał się teatralnie za głowę. - Co
ty chrzanisz?! I tylko przeze mnie masz zamiar zaprzepaścić swoje marzenia?
- Ale czuję wyrzuty sumienia wobec ciebie.
- Nie lubię twojego sumienia - przytulił ją. -
Przynajmniej od ciebie w końcu odpocznę. - Na jego twarzy pojawił się
łobuzerski uśmieszek.
W
sercu jednak i tak poczuł nieznajome ukłucie, lecz nie mógł tego dać po sobie
poznać. Nie chciał jej w niczym przeszkadzać, a zwłaszcza w realizowaniu swoich
pragnień. Co to, to nie!
- Świnia - przytuliła go jeszcze mocniej.
- Ale za to ukochana świnia - uśmiechnął się, by
dodać jej otuchy. - Kiedy wyjeżdżasz?
- Jutro o piętnastej muszę się stawić w Bydgoszczy
razem z rodzicami.
- I ze mną - dodał.
- Oczywiście
- Od razu potem jedziecie gdzieś dalej?
- Tak, lecimy do Szwecji.
- W Polsce też kiedyś będziecie? - wypytywał się jak
na komisariacie.
- Tak, i z tego co widziałam, dosyć często -
trzymali się za ręce.
- Będę cię odwiedzał - stali tak blisko, że prawie
stykali się nosami.
- Masz przecież jeszcze swoje mecze.
- Ale nie każdego dnia.
- Będę za tobą tęsknić - spuściła głowę, bo gdyby
patrzyła mu nadal prosto w oczy, to pewnie by się poryczała.
Jutrzejszy
dzień będzie ciężki. Bardzo ciężki.
- Ja za tobą też.
- Będziesz dzwonił?
- Codziennie.
- Obiecujesz?
- Czy ja kiedyś nie dotrzymałem jakiegoś słowa? -
uśmiechnął się tak słodko, a zarazem i naturalnie, że jej ciało zaczynało przy
nim wymiękać.
- Nie zapomnisz o mnie?
- Zwariowałaś?
- Troszeczkę - wzięła głęboki oddech. - Ja już od
tego wszystkiego głupieję!
- Dziewczyno! - potrząsnął ją za ramiona. -
Wygrałaś! Zwiedzisz pół Europy! Będziesz miała na co dzień tego jak on miał...
- zastanawiał się - no... Warda! Hampela! Pawlickiego!
- Obydwu Pawlickich - wtrąciła się.
- No właśnie! - Nie wiedział dlaczego obydwu i skąd
się wziął jakiś drugi, ale wolał to przemilczeć. Posłał jej za to swój uśmiech
numer pięć i wymieniał dalej. - Hancocka! Golloba!
- No tego to mogłeś sobie darować - wywróciła
oczami.
- Co? Ten nie odpowiada?
Martyna
pokręciła głową.
- No to ten nie, ale przynajmniej będziesz miała
okazję zaplanować na niego zamach.
- Prowokujesz. Jakby co zwale wszystko na ciebie.
- Dobrze.
Zapadła
chwila ciszy.
- Zapamiętaj sobie tylko jedno, ja mam paliwa w baku
dużo. Jeśli ci będzie smutno, jeden telefon i będę przy tobie. A jeśli ktoś cię
skrzywdzi albo będzie ci źle, to zabieram od razu do domu. Jeszcze mnie
będziesz miała dosyć - pokazał jej język. - Bo kto ma najlepsze pomysły? -
pochylił głowę.
- Kubuś, mój Anioł Stróż!
- Dokładnie! Leć się już pakuj, bo jutro budzę cię o
dziewiątej. Dobranoc - pocałował ją w czoło.
- Dobranoc - puściła niepewnie jego rękę i odeszła,
odprowadzona przez niego wzrokiem.
Może
wcale nie będzie tak źle? To tylko dwa miesiące. Być może najlepsze dwa
miesiące w jej życiu! Nigdy co prawda na tak długo nie wyjeżdżała z domu, ale
kiedyś musi być ten pierwszy raz. Dzięki Kubie spojrzała na to wszystko innym
okiem. Wyobraziła sobie zorze polarne w Szwecji, które od dawna pragnęła
zobaczyć na żywo i od razu zrobiło jej się milej na sercu. Plaża w Poole... od
zawsze chciała tam pojechać! I to wszystko teraz miało stać się
rzeczywistością? Świat oszalał!
*****
Ta wiadomość całkowicie wytrąciła go z równowagi.
Nie mógł sobie wyobrazić, jak teraz jego dni będą wyglądały bez niej. Już teraz
dokuczała mu samotność, a po jej wyjeździe... bał się nawet o tym myśleć.
Garaż, łóżko, wyścigi, garaż, łóżko, wyścigi - ta monotonia go przerażała. Pocieszał
Martynę, a sam nie może się z tym pogodzić. Nie chce jej stracić. Nie chce
stracić kolejnej bliskiej osoby. Najpierw stracił siostrę, kiedy wyjechała do
Australii, potem rodziców, kiedy zaczęli oddalać się od siebie, następnie dziewczynę,
która go zdradzała i na końcu swoich znajomych i jedynych kumpli, kiedy
przeprowadził się z Poznania. Kto jeszcze mógł się od niego odwrócić?
Najbardziej przerażała go jednak myśl, że dziewczyna będzie tam bez niego w
otoczeniu samych mężczyzn, chłopaków, żużlowców, mechaników. Z każdym dniem pragnął
jej coraz bardziej, ale nie miał odwagi się do tego przyznać. A teraz, gdy
wszystko szło w dobrą stronę, ona tak po prostu wyjedzie i zapomni o nim.
Pozna, Bóg wie kogo, i dla niej nie będzie się już liczył wcale. Z drugiej
jednak strony był to taki rodzaj próby. Jeśli wróci i nadal będzie ją kochać, upewni
się, że to nie było tylko takie zwykłe, głupie zauroczenie.
*****
7
lipca. Tę datę , ten dzień Martyna zapamięta z pewnością na długo. Nadal nie
mogła uwierzyć, że wygrała to właśnie ona!
W
czterech (razem z rodzicami i Kubą) byli w drodze do Bydgoszczy. Chłopak
upierał się, że ją odwiezie, dlatego jechali jego samochodem i to on robił za
kierowcę. Siedemnastolatka była w szoku, że jej ojciec się tak po prostu na to
zgodził (bo matka zawsze i tak ulegała tylko jego wpływom: nie miała żadnego
zdania w żadnej sprawie). Na początku panowała spięta atmosfera, z czasem
jednak temat zaczął się rozwijać i można rzec, że było nawet lepiej, niż sama
się mogła tego spodziewać. Martyna jednak i tak nie bardzo była w stanie skupić
się na powstałej rozmowie. Tysiące myśli w głowie, tysiące wyobrażonych przez
siebie obrazów.
Szczęście
w nieszczęściu, takie coś jednak istnieje.
W
końcu dojechali na miejsce. Podróż nieco się przedłużyła z powodu wypadku dwóch
samochodów osobowych w Żninie. Dość sprawnie jednak drogowcy wyznaczyli objazd,
więc do Bydgoszczy dotarli tylko z niewielkim opóźnieniem. Kuba z ojcem zabrali
jej wszystkie walizki, a było tego, jak możecie się domyślić, od groma! Gdyby
miała taką możliwość, zabrałaby ze sobą nawet i łóżko albo i biurko. Dwie
walizki na kółkach, jeden plecak, jedna podręczna torba i torebka, którą miała
przy sobie cudem pomieściła to wszystko, co chciała spakować. Skąd jednak mogła
wiedzieć, na jaką pogodę trafi? Książki na nudę – obowiązkowo. A lustrzanka
(oprócz pieniędzy i telefonu) to całkowity numer jeden! Obładowani walizkami i
tobołkami ruszyli (zgodnie ze wskazówkami) w stronę siedziby przedstawicieli
Grand Prix. Tam wypełnili wszelakie sprawy papierkowe, zaczynając do podpisania
zgody przez rodziców, a kończąc na dopinaniu spraw związanych z ubezpieczeniem.
Po pozostawieniu wszystkich bagaży w busie, mogła wejść na stadion i po raz
ostatni w te wakacje spędzić jeszcze kilka godzin z Kubą. Po zakończonym meczu
od razu zostanie podstawiony bus i wyruszą na lotnisko im. Ignacego Jana
Paderewskiego.
*****
Rozpoczęły
się zawody. Już od samego początku bardzo wysoko poprzeczkę postawili wszyscy
rywale Polaków. Po pięciu startach Polska Husaria zajmowała ostatnią lokatę, z
6 punktami, przegrywając nawet z USA. Niezwykle pasjonujący był bieg jedenasty.
Od samego startu nieoczekiwanie uciekł Mikkel B. Jensen, a tuż za nim trwała ostra
walka pomiędzy Gollobem, Grigorijem Łagutą i Ryanem Fisherem. Do niebezpiecznej
sytuacji jednak doszło na drugim łuku, kiedy to reprezentant Rosji pozostawił Polakowi
niezbyt wiele miejsca pod bandą. Ten jednak zdołał się wybronić, dzięki czemu
przedostał się na drugą pozycję, wyprzedzając Łagutę, który odbił się od bandy
i wytracił prędkość. Mimo to, jadący na czwartej pozycji Fisher, nie zdołał go
wyprzedzić. Kolejny wyścig nie był niestety dla nas tak udany; defekt motocykla
zaliczył Grzegorz Walasek. Ogromnym doświadczeniem za to (w gonitwie
trzynastej) wykazał się Maciej Janowski, który zdołał wyprzedzić, jadącego z
Jokerem, Grega Hancocka i dowieźć cenne dla nas trzy punkty. Niemalże
niepokonany był na tym torze Emil Sajfutdinov, który po czterech seriach miał
punktów: 3, 3, 3, 6.
Zawody
nie układały się po myśli Polaków. Większość kibiców była zaszokowana takim
wynikiem. Złym wynikiem, którego nikt się nie spodziewał.
Na
dostanie się do finału pozostawała jeszcze szansa. Jedna jedyna, w ostatnim
biegu. Wystarczyło tylko, by swój bieg wygrał Gollob, a Rosjanin (właśnie Emil)
przyjechał co najwyżej na trzecim miejscu. I tak się właśnie działo… Do czasu,
gdy na ostatnim łuku, tuż przed metą, Greg Hanock nie wyprzedził Tomasza
Golloba. Zwycięstwo było tak blisko, a jednak tak daleko! Każdy z kibiców czuł
ten niesmak.
Pozostała
jeszcze tylko walka w barażu. Bardzo trudna walka.
Oficjalne wyniki:
Rosja – 35 pkt.
Polska – 34 pkt.
Dania – 33 pkt.
USA – 23 pkt.
*****
Martyna
z Kubą wychodzili ze stadionu, nie rozmawiając. Najpierw musieli ochłonąć po
ostatnim biegu i po tak brutalnej porażce, a następnie uświadomić sobie, że
zaraz się pożegnają, że ona odjedzie, a on wróci do swojego pustego domu.
Najpierw
pożegnała się z rodzicami. Z nimi było o wiele łatwiej, ale gdy tylko spojrzała
w oczy Kuby miała ochotę zabrać go ze sobą. To jednak było niemożliwe. On miał własne
życie.
Podeszła
do niego i lekko się uśmiechnęła, by dodać mu otuchy. Sobie samej zresztą też.
- Trzymaj się, będę tęsknić – wyszeptała mu do ucha,
kiedy porwał ją w objęcia.
- Do
zobaczenia za 15 dni w Gdańsku. – Uśmiechnął się łobuzersko.
- Przyjedziesz?! – Jej serce skakało z radości.
- Mówiłem, że coś wymyślę.
- Jesteś kochany – zaczęła go ściskać jeszcze
mocniej.
- Miłej podróży, wspaniałych wakacji. Zadzwoń, jak
dolecisz. – Patrzył prosto w jej oczy.
- Dziękuję i oczywiście.
- No idź już, bo zaraz zwariuję – pocałował ją w
czoło i odsunął się od niej.
Dziewczyna
niepewnie odwróciła się i usiadła w busie obok Polki, która także wygrała ten
konkurs. Kierowca zamknął drzwi i pozostało jej jedynie wpatrywanie się w
niego. Poczuła znajomy uścisk w żołądku. Była w stanie mu tylko odkiwać i
odjechała.