czwartek, stycznia 24, 2013

11. "W życiu piękne są tylko chwile."

10 – 11 lipca 2012

            Martyna tępo wpatrywała się w sylwetkę polskiego juniora. Było dość ciemno, ale rozpoznała go bez problemu. Musiała wyglądać dość komicznie, patrząc się w niego jak zahipnotyzowana. Była w szoku. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie jej dane spać pod jednym dachem (jakkolwiek to brzmiało) z jakimkolwiek żużlowcem.
            Chłopak wyciągnął swoje bagaże i zakluczył samochód. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Granatowa czapka Red Bulla opuszczona nisko na oczy i pochylona sylwetka z trudem ciągnęła te wszystkie walizki. Zbliżył się do niej, posłał lekki uśmiech i wczołgał się do środka budynku. Żołądek Martyny przekręcił się o sto osiemdziesiąt stopni. Najchętniej zaczęłaby krzyczeć, skakać i co tylko, ale niestety było już po dwudziestej trzeciej.
            Co taki zwykły uśmiech potrafił zrobić z człowiekiem… 

***** 

            Kolejny wieczór w samotności. Zdawało mu się, że każdy dzień to tylko kopia poprzedniego. Ta monotonia… Miał jej już naprawdę dość. Chciałby coś ze sobą zrobić, chociażby wyjechać gdzieś, ale samemu? Jakoś nie bardzo go to przekonywało. Nawet kolejna wygrana tak go nie uszczęśliwiała, jak kiedyś.
            Zaledwie trzy godziny temu wrócił z Wrocławia, ponownie z największym pucharem. Odłożył go na półkę i przyjrzał się całej zebranej kolekcji. Z każdą wygraną wiązał inne wspomnienia, przypominał sobie szczegóły. Najbardziej jednak pamiętał te zawody, które spędził z Martyną. Co prawda, nie wygrał tam, ale przynajmniej był z kimś. Teraz nawet nie miał z kim się cieszyć. Co to za sukces, jeśli nie można się nim z nikim podzielić, nie można było go świętować?
            Westchnął głośno, co rozniosło się głucho po opustoszałym domu.
            Tak, jego matka nadal nie wróciła. I chyba prędko nie zamierzała. Może zapomniała o tym, że ma rodzinę. Albo nie mogła przypomnieć sobie nowego adresu zamieszkania?
            Tego już nie dało się uratować. Nie ma możliwości. Ta rodzina tak naprawdę nie istniała już od dobrych kilku lat. Gdyby jeszcze któreś z rodziców starało się coś naprawić… Nikomu już jednak nie zależało. Próbował na ten temat porozmawiać z ojcem, ale on tylko stwierdził, że na razie nie ma czasu i poleciał do Londynu, nie mówiąc nawet, kiedy zamierza wrócić.
            Patologia.
            Kuba poczuł, że naprawdę nie ma nikogo.
            NIKOGO!
            Znudzony usiadł przy komputerze i zaczął przeglądać pocztę.
            Wiadomość od zagranicznego organizatora zawodów motocrossowych? Czego on mógł chcieć? Strzępki przeczytanych zdań krążyły mu po głowie. Jaki sponsoring? Jaki klub? Jakie treningi? Jakie trasy?
            Przed oczami przemknęło mu tysiące obrazów. On, Red Bull X-Fighters, kilkanaście metrów nad ziemią, podwójny backflip, underflip.
            Nie, to niemożliwe. 

Baraż DPŚ nadchodził wielkimi krokami. Już dzisiaj miał się odbyć oficjalny trening. Nareszcie trochę żużla! Szczerze mówiąc, już trochę jej się nudziło to siedzenie samemu w pokoju albo szlajanie się po okolicznych sklepach, galeriach, ulicach.
            Razem z nią towarzyszyła oczywiście jej lustrzanka. Najpierw porobiła kilka zdjęć przy bramie do parkingu, a potem udała się z powrotem na trybuny. Gdy jednak zobaczyła swoją współtowarzyszkę, jej humor zmienił się diametralnie. Nigdy nie myślała, że tor żużlowy w jakikolwiek sposób przypomina wybieg mody. Jej wyobraźnia działa widocznie o wiele za słabo. Postanowiła, że usiądzie jak najdalej od niej. Już dosyć ją denerwowała podczas samych podróży.             Trening przebiegał dość sprawnie. Czasy Polaków były naprawdę znakomite! Jednak Duńczyków nie gorsze, a jak wiadomo z barażu dostaje się tylko jednak drużyna. Finał bowiem zapewniony mają już organizatorzy mistrzostw – Szwedzi, a także zwycięzcy półfinałów, czyli Australia i Rosja.
            Polską Husarię czeka niemała przeprawa. Nastroje były jednak bojowe. Po Macieju nie było widać już najmniejszego zmęczenia. Doskonały refleks na starcie, nienaganna sylwetka na łukach i odpowiedni wybór najszybszych ścieżek toru. Oby było tak i jutro!
            Kiedy tylko wróciła do pensjonatu, rozsiadła się wygodnie na balkonie i od razu zabrała się za porządkowanie zdjęć. Trzeba przyznać, że pokochała siedzenie na balkonie. Kiedy już wróci do domu, będzie jej tego brakować.
- Maciek, nie powiesz mi chyba, że masz moje skarpetki! – Usłyszała gdzieś niedaleko jakiś znajomy głos. Głos, który dochodził najprawdopodobniej z sąsiedniego pokoju, a od którego dzieliła ją jedynie niewielka bramka pomiędzy ich balkonami.
- Nie wspomnę, czyje bokserki ostatnio świeciły na twoich czterech literach! – Uniósł głos Maciej.
- Ale ty ich nie musiałeś dezynfekować!
            Piotrek! Piotrek Pawlicki! Rozpoznała ten głos.
- A kto płukał je w domestosie? – Awantura przybierała na sile. Martyna myślała, że zaraz popłacze się ze śmiechu. - Czy ty, durniu, miałeś kiedykolwiek chemię?!
- Tak! I w porównaniu do ciebie potrafię odróżnić nie tylko denaturat od wódki. -  Maciej podszedł bliżej okna, bo głos stał się jeszcze wyraźniejszy.
- Ściągaj te skarpetki!
- Zamkniecie się?! Mecz Barcy jest! – Do rozmowy wtrącił się trzeci głos; najprawdopodobniej Przemka Pawlickiego.
- No to powiedz mu coś! – Poskarżył się Piotrek.
            O ile wiadomo, to oni mieli po siedemnaście i dwadzieścia jeden lat. Coś nie tak?
- Maciej. – Zaczął łagodnie Przemek. – Czy te skarpetki w baranki są twoje?
- Nie, ale… – nie zdążył dokończyć.
- To oddaj je. – Uśmiechnął się sztucznie.
           
Magic miażdżąc wzrokiem obydwu braci zaczął ściągać z nóg kolorowe skarpetki w śmieszne baranki i podał je właścicielowi.
- Śmierdzą – stwierdził od razu Piotrek, gdy dostał je do ręki.
- A na co liczyłeś? – Wywrócił oczami.
- Maciek, wywietrzyć – jak zwykle sytuacje ratował starszy z braci.
           
Nagle drzwi od balkonu otwarły się, a oczom Martyny ukazał się Indywidualny Mistrz Świata Juniorów. Obydwoje popatrzyli na siebie jak wryci. Dziewczyna nie mogła się opanować, a sam Maciej także nie krył rozbawienia.
- Słyszałaś? – na jego twarzy gościł olbrzymi uśmiech.
            Odezwał się do niej, odezwał!
- Trudno byłoby nie usłyszeć – uśmiechnęła się szeroko – ale skarpetki ładne.
Powieszaj! Na co czekasz?! – zawył Piotrek.
- GOOOL! Ludzie GOOOL! – Nie wiadomo w jaki sposób znalazł się przy nich Przemek, ale wyściskał Macieja jak słodką pandę i szczerzył się jak dziecko na widok tony cukierków. – Piotruś!! Gol!
- Hala Madrid, baranie! – młodszy wywrócił oczami i załamany położył się na łóżku.
            Świat oszalał! Siedemnastolatka nie nadążała za tym wszystkim, co się tutaj działo.
- Jakby co, to nic nie widziałaś – Maciej jeszcze raz uśmiechnął się do niej i wrócił do środka.
*****
           
To jednak było możliwe! Marzenia naprawdę się spełniają. Wystarczy tylko w nie uwierzyć.
            Okazało się, że na poprzednich zawodach obecny był jeden z większych sponsorów i co najważniejsze prezes włoskiego klubu DaBoot, gdzie uczono FMX. Poszukiwano nowych, młodych talentów. Zdziwiło go jedynie to, że zaproponowano to właśnie jemu, a nie liderowi klasyfikacji ogólnej. Przecież on zawsze był w jego cieniu. Gdziekolwiek się pojawił, zawsze to on był lepszy. Czyżby coś się zmieniło?
nbsp;          
Nie miał jednak głowy, by rozmyślać na ten temat. To on dostał propozycje i to on mógł rozpocząć naukę Freestyle’u w jednym z najlepszych klubów świata! Od tego dzielił go już tylko krok, by wystartować w jakiś zwodach o randze światowej.
            Nie potrafił w to uwierzyć. Od dzieciństwa o tym marzył. To nie mogło się tak po prostu wydarzyć. Popatrzył w lustro. Odbicie przedstawiało młodego chłopaka, jego potargane blond włosy i oczy pełne nadziei. W końcu pojawiła się w nich jakaś iskierka!
            Nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu. Postanowił dać upust swoim emocjom i wybór padł na klub Haeven. Wziął szybki prysznic i już był w drodze. Kiedy wszedł, impreza rozkręcała się już na dobre. Usiadł przy barze i zamówił kilka drinków. Rozmawiał co chwilę z jakimiś dziewczynami, które dosiadały się do niego, jednak żadna jakoś specjalnie go nie interesowała. Sączył usta w kolejnym drinku, gdy obok stanęła jakaś wysoka blondynka. Wyglądała jak modelka. Wyglądała jak… Anioł! To było idealne określenie. Poczuł, że musi do niej zagadać. Nawet jakoś specjalnie długo się nie wahał. Wstał i poprosił do tańca. Zgodziła się natychmiast, bo niby dlaczego nie? Kto nie chciałby mieć takiego Kuby? Po trzeciej piosence nadszedł czas na taniec przytulany. Dziewczyna przylgnęła do niego ciałem i położyła głowę na jego ramieniu. Przeszedł go dreszcz, ale nie odsunął się. Wręcz przeciwnie; pocałował ją w czoło, potem w usta. Nie panował nad tym, co robi, ale pragnął tego bardziej niż czegokolwiek. Wyszli z klubu i udali się do najbliższego hotelu.
            Potem jego pamięć się urwała.

______________________________________
Blog SpeedwayStory bierze udział w Konkursie Blog Roku 2012 w kategorii literackie & kulturalne! Jeśli w jakikolwiek sposób spodobała Ci się opisywana tu historia – ZAGŁOSUJ.
Wystarczy wysłać SMS o treści E00255 pod numer 7122 (pamiętaj, aby w SMS’ie nie stawiać spacji). Koszt wiadomości to 1,23 zł.
Uwaga! Głosować można tylko raz.
Jeśli oddasz swój głos, proszę, poinformuj mnie w jakikolwiek sposób, żebym wiedziała, komu mam być wdzięczna. :)
Za wszystkie głosy z góry bardzo dziękuję! :))
 Strona główna konkursu: TUTAJ 

A rozdział… Nie podoba mi się w ogóle. :c

niedziela, stycznia 13, 2013

10. Pierwsza próba

7 – 10 lipca 2012

           Samolot wylądował w Sztokholmie. Podróż upłynęła  Martynie naprawdę bardzo szybko i nawet nie zdążyła się nacieszyć tym, że właśnie po raz pierwszy w życiu znalazła się ponad 10 tysięcy metrów nad ziemią. Zanim się jednak zorientowała, była już na lądzie. Odebrała swoje bagaże (które były chyba jej największym problemem) i wszyscy ruszyli w drogę do hotelu. W stolicy Szwecji – jakoż że DPŚ miało się odbyć dopiero za pięć dni - mogli spędzić trochę więcej czasu, a dopiero potem zostaną przewiezieni właśnie do Malilli.
            Samochód zatrzymał się tuż przed wejściem do olbrzymiego hotelu. Wysiadła i nie wierzyła własnym oczom. Takie hotele widuje się przecież tylko w filmach! Ciekawe, ile wynosił koszt za jedną noc. Pewnie tyle, ile ona teraz nie miała nawet w swoich oszczędnościach. Razem z nimi był jeden z organizatorów, dlatego to on na szczęście załatwiał wszystkie sprawy związane z wynajmem pokoju. Ona, w całym tym tłoku, w życiu nie dałaby sobie rady. Otrzymała klucz do jednoosobowego pokoju z numerem 213. Od razu podeszli do niej dwaj mężczyźni i zanieśli jej bagaże pod samiutkie drzwi. Jedyne, co była w stanie wykrztusić, to zwykłe „wow!”.
            Myślała, że śni.
            Weszła do środka i była w jeszcze większym szoku. Przecież miał być to pokój dla jednej osoby, nie dla pięciu! Na wprost znajdowało się łóżko, większe nawet od tego, jakie miał Kuba. Tuż obok stały dwie nocne szafki z wazonami pełnymi kwiatów i starannie ułożonymi mapami-planami budynku. Wyglądało to jednak i tak na bardzo skomplikowane, że postanowiła, iż z pokoju wychodzić będzie co najwyżej tylko do jadalni, bądź restauracji.
            Największą jej uwagę, mimo wszystko, i tak przykuł balkon, a raczej widok rozchodzący się z niego na panoramę Sztokholmu. Wyszła na zewnątrz i zaczęła wdychać głęboko rześkie powietrze. Światełka, pełno światełek, widać było dookoła. Nie było ich końca. Mimo, że było już przed dwudziestą czwartą, to miasto nadal żyło! Wszędzie pełno samochodów, ludzi, zapalonych lamp w olbrzymich wieżowcach. Jednak nie tylko Nowy Jork tętni życiem dwadzieścia cztery godziny na dobę. W jej głowie pojawił się obraz opustoszałej ulicy jej maleńkiej wsi, tych ledwo świecących latarni ulicznych i te charakterystyczne zapalone światło w jego garażu. Poczuła się samotna.
            Zatęskniła. A cholera, przecież niedawno się widzieli! Zaledwie kilka godzin temu, a teraz są prawie tysiąc kilometrów od siebie. Jak tak dalej pójdzie, to bała się nawet myśleć, co to będzie za tydzień.
            Jeszcze tylko piętnaście dni…
            Wyjęła telefon i postanowiła zadzwonić do niego. Odebrał już po drugim sygnale.
- No nareszcie dzwonisz! Jak podróż? – usłyszała jego głos i od razu zrobiło jej się milej na sercu.
- Minęła całkiem szybko i całkiem przyjemnie – wyobraziła sobie jego piękny uśmiech.
- Mi w sumie też. Od godziny jestem w domu.
- Raczej w garażu – była tego pewna i się nie myliła. – Moi rodzice nic nie odstawili?
- Wiesz, nawet zrobili na mnie dobre wrażenie.
- Przed kimś potrafią udawać – westchnęła i oparła się o barierkę. Gdyby on był tutaj z nią, czułaby się naprawdę jak w niebie. Przez to, czegoś jej ciągle brakowało.
- Nie myśl o tym. Przed tobą wspaniała przygoda. Czego chcieć więcej?
            „Ciebie” – odparła w myślach.
- Mam nadzieję, że wspaniała – uśmiechnęła się lekko. – Później prześlę ci zdjęcia z widoku z mojego balkonu. Po prostu szczęka ci opadnie!
- Sztokholm… Zwykłe miasto. Nic nadzwyczajnego.
- No tak, zapomniałam. Oprócz twoich motocykli, nic cię nie zachwyca. – Mimo to i tak pragnęła, by stał teraz obok niej.
- Kilka rzeczy by się może jeszcze znalazło. A propos motocykli, jutro mam kolejne wyścigi. Trzymaj kciuki, bo muszę teraz wygrać!
- Te twoje pieprzone ambicje… - pokręciła głową.
- Tylko nie pieprzone. Muszę wygrać, jeśli chcę walczyć o medale. Poza tym ten zarozumiały uśmieszek mojego – jak by tu powiedzieć i nie przekląć – starego, niedobrego znajomego, doprowadza mnie do szału.
- Jeśli wywiniesz ten sam numer, to cię tego piętnastego po prostu uduszę! – krzyknęła.
- Nie wywinę, bo tym razem będę prowadził od samego początku – był bardzo pewny siebie.
- Tylko nic za wszelką cenę.
- No dobrze – nie mógł już dłużej słuchać tego gadania. Każdy sport motorowy jest niebezpieczny. Albo jedziesz na sto procent, albo w ogóle nie przystępujesz do startu – taka była jego zasada.
- To powodzenia!
- A tobie miłego zwiedzania Sztokholmu. Nie zgub się.
- Proszę cię, ja? Doskonale odnajduję się w każdym terenie.
- Prawie bym w to uwierzył – zaśmiał się.
- Wierzyć to ty możesz w co sobie zechcesz, prawda jest jednak inna.
- Taka, że będziesz błądziła pól dnia, zanim znajdziesz jakąś galerię. – Już sobie to wyobrażał. Oby tylko nie zapoznała jakiegoś tam Szweda.
- A właśnie, że nie wybieram się do galerii! Jutro czeka na mnie jezioro Maleren. – Oho! Plaża, bikini – coraz większe zagrożenie. Niedobrze.
- Masz całkowity zakaz rozbierania się!
            Martyna wybuchła śmiechem.
- Dobrze, Mój Aniele! – nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- To nie jest zabawne! – mówił poważnie. – Ja nie żartuję.
- Rozumiem – opanowała się.
- Wszystko jasne?
- Jak słońce.
- Wiesz, że jeśli mnie zdenerwujesz, to zaraz będę tam po ciebie.
- Chyba odrzutowcem – drwiła z niego. – Poza tym masz wyścigi i nie opuściłbyś ich.
- Zdziwiłabyś się.
- Zaskakujesz mnie – uśmiechnęła się i zaczęła wpatrywać się przed siebie. Jak dobrze, że nie miała lęku wysokości. Gdyby kiedykolwiek ominął ją taki widok, nie wybaczyłaby chyba sobie tego nigdy. – Nie siedź za długo w garażu.
- Nie zapomnij wysłać zdjęć.
- Oczywiście. Trzymaj się. – Żal jej się było rozłączać.
- Dobranoc – odczekał chwilę i rozłączył się jako pierwszy.
            Zapadła przeszywająca cisza. Martyna zrobiła jeszcze kilka zdjęć, zgrała je na komputer i wysłała Kubie. Była tak zmęczona, że miała siłę tylko wziąć szybki prysznic i położyła się w łóżku. Podobno pierwszy sen w nowym miejscu zawsze się sprawdza. Oby to było coś naprawdę wystrzałowego!

***** 
            Zrobiła tak, jak planowała. Pierwszy dzień postanowiła spędzić nad brzegiem jeziora Malaren. Tak strasznie nudziło jej się w hotelu, że już od samego rana ruszyła na podbój Sztokholmu. Na szczęście pogoda była idealna na takie wyprawy. Po drodze zrobiła mnóstwo zdjęć każdej budowli, każdego kawałka ziemi. To wszystko ją po prostu zachwycało! Dotarła w końcu na miejsce i usiadła się nad brzegiem.
            Było to trzecie co do wielkości jezioro w Szwecji na którym znajdowało się mnóstwo wysepek. Ciekawostką jest też to, że jedną z takich wysp wykupił nawet sam piłkarz – Zlatan Ibrahimowić za prawie dwa miliony euro! Wystarczyła jednak godzina żeglugi, by dotrzeć do innych niezaludnionych i nietkniętych wcześniej wysepek. Martyna nie mogła przegapić tej okazji. Wykupiła bilet i udała się w rejs wycieczkową żaglówką. Obok niej siedziało jeszcze kilka innych osób. Celem było dopłynięcie do odległej o siedem kilometrów niewielkiej wyspy. Mieli tam spędzić dwie godziny, czując się jak zagubieni na jakimś odludziu. I tak też było! Oprócz nich, nie było widać żadnej żywej duszy. Przy brzegu znajdowała się niewielka plaża, a dookoła wszędzie drzewa. Była tak niewielka, że w nawet w półtorej godziny zdążyli ją całą obejść.
            Kiedy dopłynęli z powrotem do Sztokholmu, Martyna wcale nie miała zamiaru wracać do hotelu. Ta okolica jakby hipnotyzowała. Do tego była tak malownicza, że nie można było oderwać oczu. Doskonałe miejsce do przemyśleń, znalezienia spokoju i odetchnięcia od życia, które przecież pędziło tak szybko.

***** 

            Za niecałą godzinę odbędą się kolejne zawody motocrossowe, tym razem w Głogowie. Jeśli ktoś lubi wysokie, podniebne loty, trudne trasy i sporo adrenaliny, to z pewnością się tu odnajdzie. Był to ulubiony tor Kuby. Wygrywał to już wiele razy, startując jeszcze jako małe dziecko na maszynach o mniejszej pojemności.
            Swój bieg kwalifikacyjny wygrał bez większego problemu. Obsada finału była za to bardzo silna! Dostał się także odwieczny rywal Kuby a zarazem i lider klasyfikacji generalnej. Ale jeśli chciał coś osiągnąć (nie tylko w zawodach motocrossowych, bo przecież marzył też o występach FMX), musiał go pokonać. Musiał zabłysnąć, stać się bardziej rozpoznawalny w tym świecie; potrzebował sponsorów. Z samych pieniędzy ojca nie zostanie gwiazdą Red Bull X-Fighters, czego pragnął chyba od czasu, kiedy nauczył się chodzić.
            Motocykle były w jego życiu wszystkim. Pamiętał, jak od najmłodszych lat uwielbiał spędzać czas w garażu sąsiadów. Nie podobało się to oczywiście jego rodzicom. Nikt w jego rodzinie nie fascynował się motorami, uważali to za zwykły bezsens. Jak można było przecież kochać zwykły pojazd na dwóch kółkach z kierownicą?
            A jednak… Można było.
            Interesowały go nawet zwykłe motorówki. W wieku sześciu lat udało mu się nawet ubłagać ojca na jedną z nich. Był oczarowany tym wszystkim. Na ten temat obejrzał chyba wszystkie filmy, jakie były to obejrzenia, wszystkie zawody, wszystkie wyścigi, przeczytał wszystkie książki. Po kolejnych sześciu latach zapisał się do szkółki. Wystarczył zaledwie rok nauki, by osiągnął pierwszy sukces! Mimo że od tego czasu minęło już pięć lat, nadal pamiętał dokładnie każdy szczegół. Był wtedy chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Z roku na rok, na jego półce, pojawiało się coraz więcej pucharów. I do tego czasu nadal przybywają. I to coraz cenniejsze.
            Również z dzisiejszego dnia! Tak! Wygrał to. Wygrał dla Martyny, bo tak sobie obiecał. Zrobił to, czego pragnął! Po raz kolejny. 

***** 

            Mijał dzień za dniem, a Martyna coraz bardziej zakochiwała się w tym mieście. Nie zdążyła nawet wszystkiego zwiedzić, a już dzisiaj niestety musiała go opuścić. Jeszcze raz wyjrzała przez okno i wyszła z pokoju. Wsiadła do busa i teraz czekała ją dość długa, bo kilkugodzinna jazda, do Malilli, która stanie się niedługo światową stolicą speedwaya.
            Mimo że razem z nią podróżowała inna Polka (starsza może zaledwie tylko o dwa, trzy lata), to i tak raczej za sobą nie przepadały. Zamieniły może tylko kilka zdań w pierwszym dniu, potem prawie wcale się nie widziały. Karolina (bo tak właśnie miała na imię owa druga zwyciężczyni) zdawała się zbyt pewna siebie. Czasami wręcz ją przerażała. Uważała się za najważniejszą, dlatego Martyna wolała jej w tym nie przeszkadzać.
            Po kilku godzinach zameldowali się w kolejnym hotelu, co wyglądało raczej jak niewielki pensjonat. Malilla w porównaniu do Sztokholmu różniła się diametralnie. Była to miejscowość o wiele mniejsza i o wiele spokojniejsza. Z pewnością nie można było tu dostrzec tak wspaniałych widoków z wielkich wieżowców, ale za to do stadionu żużlowego mieli zaledwie kilkaset metrów. Mieć na co dzień zapach metanolu i ryk silnika, sprawiało, że już na samą myśl czuła się jak w siódmym niebie.
Noc była ciepła i raczej nikt nie kręcił się przed domkiem, dlatego postanowiła wyjść na zewnątrz i usiadła się na drewnianej, bujanej ławce. Próbowała dodzwonić się do Kuby, ale po raz kolejny nie odbierał. To było jednak do przewidzenia, ten sklerotyk zawsze czegoś zapominał. Miała teraz czas, by pooglądać gwiazdy. Zdawało jej się, że tylko one są z nią cały czas i wszędzie za nią chodzą. Ktoś jednak jej przeszkodził, oślepiając oczy błyskiem świateł samochodowych. No tak, mogła się domyślić, że teraz ludzie zaczną się zjeżdżać, zwłaszcza, że za dwa dni miał się odbyć baraż. Jakiś chłopak wyszedł z samochodu i wyciągnął swoje bagaże.
   Nie spodziewała się jednak, że będzie to Maciej Janowski. 

 


Sztokholm