21 lipca 2012 r.
Był środek nocy. Blask księżyca
wpadający przez zasłonięte hotelowe okno nadawał cienie wszystkim przedmiotom
znajdującym się w Martyny pokoju. Nagle sufit rozjaśnił się, a nie wiadomo skąd
zaczął wydobywać się przeraźliwie głośny wrzask. Otworzyła oczy i
zdezorientowana, działając jak na jawie, nadusiła zieloną słuchawkę.
- Pszserpraszam.
Dziewczyna nie wiedziała
czy to coś z jej uszami nie tak, czy też ten ktoś po prostu nie wie, co robi.
Ten głos jednak rozpoznałaby zawsze…
- Kuba?
- Byłem idiotą.
- Zrozumiałeś to dopiero o trzeciej nad ranem? – przetarła swoje zaspane
oczy i usiadła na łóżku.
- Wybaaczys mi? – usłyszała jakiś trzask.
- Jesteś pijany!
- Czy to ma obecnie – jąkał się - jakieś zna…czenie?
- Olbrzymie! – krzyknęła.
- Nie potrafię wytrzymać nawet jednego cholernego dnia! Wszystko przez
ciebie, debilko!
Siedemnastolatkę
zamurowało. Nie spodziewała się takiego wyznania. Nie teraz, nie w taki sposób.
- Czyli koniec?
- Z czym koniec? – powoli dostawała palpitacji serca.
- Z wszyssstkim – stwierdził obojętnym głosem.
- Nie – krzyknęła natychmiast. – Nie, nie chcę…
- Czyli nie zostawisz mnie?
- To ty mnie przecież ostatnio zostawiłeś.
- Nie to miałem na myśli – jak na pijanego mówił całkiem sensownie.
- Wiem, ja też przepraszam – takiej ulgi, jak teraz, chyba jeszcze w życiu nie odczuła.
- Nie zapomnij o mnie.
- Nigdy – pomyślała jak bardzo chciałaby go zobaczyć, jego zadziorny
uśmiech, jego połyskujące oczy, gęste, blond włosy; to wszystko, co sprawia, że
zwykły człowiek dla drugiego człowieka nie jest już wcale taki zwykły. Na
świecie żyje siedem miliardów ludzi, ale tylko oddech tej jedynej osoby jest
niezwykły. Zadziwiające.
- Dobranoc – powiedział łagodnym głosem, ale jakoś nie miał zamiaru się
rozłączać i to dziewczyna musiała jako pierwsza zakończyć połączenie, inaczej w
życiu nie poszedłby spać.
Idiota. Szurnięty idiota.
Kochany idiota.
Martyna (tak jak myślała)
do samego rana nie zmrużyła oka, rozkładając na czynniki pierwsze każde jego
wypowiedziane zdanie. Już dawno nie wstawała z łóżka z tak ogromnym uśmiechem
na twarzy. Zaraz jednak znowu poczuła wyrzuty sumienia. Dzisiaj IMŚJ w Lonigo i
kolejne spotkanie z Maciejem Janowskim… Lubiła spędzać z nim czas, śmiać się,
siedzieć w parku maszyn i najzwyczajniej w świecie rozmawiać o żużlu. Tak bez
końca. To nie było normalne.
Dlaczego wszystko musi być
takie skomplikowane?
*****
- Ostro zaszalałeś wczoraj, chłopie – zaczął Hiszpan, kiedy spotkali się w
szatni.
Dla Kuby dziś miał być
pierwszy trening na motocyklu w tym klubie. Gdyby nie boląca i rozkojarzona
głowa po dzisiejszej nocy, nie byłoby może tak źle.
- Dobra, wiem, że przesadziłem – założył buty i już był gotowy do jazdy. –
Powiedz mi tylko, że prezes tego nie widział – wykrzywił usta w dziwnym
grymasie.
- Widział tylko w początkowej fazie, masz szczęście – Tomas podał mu kask i
przeszli do garażu. - Który wybierasz? – Hiszpan wskazał ręką na cały szereg
ustawionych motocykli.
Kuba aż z wrażenia uniósł
brew.
- A który najlepszy? – próbował ogarnąć wzrokiem te wszystkie cuda.
- Wszystkie mniej więcej są tej samej klasy. Wybieraj według koloru –
chłopak został przez Kubę obdarzony spojrzeniem „co za idiota”, ale długo nie
trwało, a już wyprowadzali swoje maszyny na tor. Ze swoją czarną (z elementami
żółci i bieli) Suzuki Kuba prezentował się jak prawdziwy zawodowiec. W oczach
trenera widziany był jednak nieco inaczej.
Został przydzielony do
grupy początkującej, którzy styczność z motocyklem mieli dopiero od dwóch,
trzech lat. To, że był nowy, nie oznaczało, że nie potrafi jeździć! Dołączył tu
tylko po to, by doszlifować swoją technikę w powietrzu, udoskonalić tricki i
może nauczyć się kilku nowych, a potem już tylko podbić światową czołówkę.
- Pan sobie ze mnie żartuje, prawda? – Kuba już nieźle zdenerwowany zdjął
kask i nie przebierał w słowach. – Nie jestem żadnym pieprzonym amatorem! –
pozostali patrzyli na niego zaskoczeni.
- Jest jakiś problem? – trener patrzył na niego drwiącym wzrokiem.
- Owszem! Jeżdżę na motocyklach od trzeciego roku życia! Coś tu chyba jest
nie tak? – wszystko się w nim gotowało. – Może mam się jeszcze uczyć jak
odpalać motocross – krzyknął.
- Każdemu na początku wydaje się, że jest mistrzem – zaśmiał mu się prosto
w twarz.
Już w pierwszy dzień
musiał znaleźć sobie wroga… W takim tempie to on do Red Bull X – Fighters
dostanie się w wieku pięćdziesięciu lat.
- Mam się tu chyba czegoś uczyć, a nie cofać w rozwoju! – krew w nim
buzowała szybciej niż prędkość bolidu w wyścigach formuły jeden.
- Proszę bardzo, najpierw rozgrzeweczka – zlekceważył Polaka. Olał go
zupełnie, jakby zabrakło mu argumentów. – Najpierw truchcik, a potem troszkę
pojeździmy, raz, raz – klasnął w dłonie.
Kuba nie wytrzymał.
Jeszcze trochę a gościu otrzymałby prawym sierpowym prosto w nos. Zamiast tego
jednak wziął motocykl, odpalił go silnym uderzeniem nogi, a zza jego tylniego
koła posypał się kurz.
- Nie spodziewał się tego trener, co? – próbował przekrzyczeć ryk silnika,
a kiedy mężczyzna próbował go zatrzymać, pognał do przodu. Przejechał całą
trasę z ostrymi zakrętami w takim tempie, jakby się coś paliło, aż dojechał do
wzniesień. Wybrał najwyższą hopkę, rozpędził się, podjechał po jej ścianie i
wzbił się w powietrze jak anioł. Jak wolny anioł. Absurdalne, dopiero teraz
poczuł się bezpieczny, czuł, że żyje, że coś w tym życiu miało sens. Naładowany
tą siłą, jakie dawało mu niebo, to że był ponad kimś i co najważniejsze; chciał
pokazać, na co go tak naprawdę stać – poderwał maszynę jeszcze wyżej, wygiął
swoje ciało i wykonał perfekcyjne salto, lądując równie nienagannie. Kątem oka zauważył
przyglądających mu się zawodników z trenerem na czele, co dało mu dodatkowej
mocy i bez zastanowienia powtórzył tę samą figurę, tyle że wykonaną podwójnie,
co profesjonalnie nazywało się „double backflip”. Pierwszy raz ten trick
wykonał w wieku dwunastu lat będąc u dziadków na wsi. Nie odbyło się oczywiście
bez upadków. Już zawsze ta figura będzie mu się kojarzyć z jego babcią
przykładającą lód do jego poobijanych pleców i z dziadkiem co chwilę
reperującym maszynę lub smarującym łańcuszek. Dzięki lataniu (bo inaczej nazwać
tego się po prostu nie da) jest bliżej nich i ma wrażenie, że tylko oni z góry
trzymają za niego kciuki.
- To dla nich.
Podjechał szybko pod
kolejną górkę i odbił się. W powietrzu puścił kierownicę, zahaczył o nią
kolanami i wygiął się do tyłu, leżąc na siodełku i mając nad głową wyprostowane
ręce. To jeden z trudniejszych tricków, mimo to wykonał go jak prawdziwy
zawodowiec. „Lazy boy” został zaliczony na szóstkę. Przejechał jeszcze raz tę
samą trasę i znalazł się z powrotem przy trenerze. Zgasił maszynę, zdjął kask i
zmierzył się oko w oko z wysokim mężczyzną.
- Trening uważam za zakończony – oznajmił z nieukrywaną radością i odszedł.
W szatni zdjął rękawice, buty, gdy nagle do
środka wszedł sam prezes.
- Co to przed chwilą było? – prezes zmrużył oczy i usiadł się na ławce obok
niego.
Kuba tylko wzruszył
ramionami; nie miał zamiaru go przepraszać.
- Wiesz, ja powiem, co to było – zaczął – to było genialne! – poklepał go
po plecach.
- Słucham?! – jego oczy przybrały rozmiar pięciozłotówek.
- Potrafisz walczyć o swoje, tak trzymaj! – uderzył go lekko w potylicę i
tak szybko, jak się pojawił tak i zniknął.
Blondyn za to śmiał się
jak dziecko. Jak dziecko któremu w końcu zaczęło się coś układać.
*****
Podróż do Lonigo nie
należała do najłatwiejszych. Opóźnienia na lotnisku i długa podróż samochodem
na stadion całkowicie wykończyła Martynę. Teraz wiedziała, jak wygląda życie
żużlowca. Z jednego stadionu, do drugiego. Cały czas na walizkach. Tak naprawdę
ich życie to jedna wielka podróż. Mecze to tylko niewielki procent tego, na co
przeznaczają swój czas, a kibice w każdych zawodach, codziennie, w każdej lidze
oczekują dobrych wyników. Ciężkie życie żużlowca…
- Hej! – usłyszała za sobą krzyk i obróciła się na pięcie. Piotr Pawlicki,
no tak, tylko on ma taki sokoli wzrok.
- Cześć – podała mu rękę.
- Szukasz Maćka? – uśmiechnął się.
- W sumie to nie. Przeszłam się tylko – nie wiedziała, co ma zrobić ze
swoimi rękami. Nie co dzień przecież ma okazję rozmawiać w cztery oczy z jednym
z braci Pawlickich.
- Rozumiem, ale i tak nie radzę go szukać. Razem z moim braciszkiem
postanowili sobie poplotkować – stwierdził, potakując głową ze zrezygnowaną
miną.
- O czym takim? – zaśmiała się.
- Najpierw omawiali taktykę, jak przechytrzyć Duńczyków i samemu nie
spierniczyć, ale potem rozmowa zeszła na inny temat, no wiesz…
- Nie? – spojrzała na niego pytająco.
- Męskie sprawy, nie chcesz wiedzieć – na jego twarzy pojawił się olbrzymi
rogal.
- Rozumiem…
- Piotruś, nie bajeruj już - na
horyzoncie pojawił się jego starszy brat oczywiście razem z Magicem. –
Przeczytałbyś w końcu tę książkę o Ronaldo.
- A może dałbyś mi w końcu spokój! Nie mieszkasz ze mną, więc nic nie
wiesz! – rozpoczęła się kłótnia.
- Hej – Maciej podszedł do Martyny i lekko ją przytulił.
- Tak się składa, że jedyną książkę, którą czytałeś, to „Anaruk, chłopiec z
Grenlandii” i to do tego dziesięć lat temu – śmiał się Przemek.
- Skąd możesz to wiedzieć? – młodszy przewrócił oczami.
- Do teraz pamiętam, że sam ci musiałem końcówkę doczytać, bo nie dawałeś
już rady psychicznie.
Wszyscy wybuchnęli
śmiechem.
- Nie wszyscy lubią książki – kontynuowali konwersację.
- Może się przejdziemy – Maciej szepnął jej do ucha i odeszli niezauważeni.
Przeszli przez park maszyn
i wyszli poza stadion. Do meczu zostały ponad trzy godziny, więc bez obaw mogli
wyjść trochę dalej. Obok stadionu
znajdował się niewielki park a tuż za nim malutki plac z fontanną. Lonigo to
niezbyt wielkie miasto, ale za to bardzo piękne, posiadające swój urok.
- Uwielbiam tu przyjeżdżać – zaczął.
- Ja niestety jestem tu pierwszy raz – usiedli się przy fontannie.
- To miasteczko to włoska stolica speedwaya, ale zarazem jest tu tak cicho
i spokojnie, że trudno w to uwierzyć – uśmiechnął się do niej, na co ona
odpowiedziała tym samym. – Cieszę się, że jesteś tu ze mną.
- Miło mi – pokazała szereg swoich zębów, czując się trochę onieśmielona.
- O, mnie bardziej, rzadko mam do czynienia z pięknymi dziewczynami w moim
życiu – czarował ją, jak to na Magica przystało.
- Peleryna, różdżka, kapelusik z króliczkiem i byłbyś nawet wiarygodny –
zaczęła się śmiać.
- Ale ja nic nie wymyślam! – przekonywał, jednocześnie uśmiechając się od
ucha do ucha jak najarana małpa.
- Nie powiesz mi, że mało masz kochających cię fanek – wynurzyła stopy i
uderzyła nimi z powrotem o taflę wody tak, że kilka wielkich kropel wylądowało
właśnie na Macieju.
- Przecież wiesz, że to nie to samo – wytarł mokrą twarz swoją koszulką. –
I mogłabyś mnie nie chlapać? – stanął w wodzie.
- Oj tam, przypa – przerwała, kiedy poczuła przeszywające ją zimno – dkowo.
– Nie musiałeś mi oddawać! – krzyknęła.
- Przypadkowo! – bronił się i zaczął uciekać w drugą stronę.
- Przesadziłeś! – ruszyła za nim, kiedy usłyszała wrzask i głośny plusk wody.
Magic wylądował na dnie
fontanny.
Rozłożył się jak szczupak.
Martyna wpatrywała się w
niego z szeroko otwartymi oczami, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Łzy same
spływały po jej policzkach.
- Doigrałeś się! – podała mu rękę.
- Ha ha – przewrócił oczami i z trudem wstał; mokry od stóp do głów. Nie
pozostała na nim żadna sucha nitka.
- Co za niezdara – ciągnęła go za rękę, by czasem znowu nie upadł.
- Kiedyś się odegram – spojrzał na nią uradowanymi oczami tak, jakby już
miał w zapasie jakiś plan.
Usiedli na krawędzi murku
i zaczęli się suszyć. „Janoś” zdjął swój T-shirt i oczom Martyny ukazał się
jego tors. Nareszcie mogła w pełni zobaczyć jego okazałe tatuaże.
- Fajne, co? – zauważył, że przypatrywała się jego dziarom.
- Mogą być.
- Mogą być? I tylko tyle?! – oburzył się.
- A co? Mam je zacząć całować? – zaśmiała się.
- Dlaczego nie? – spojrzał na nią i zapadła chwila ciszy.
- Dlaczego wcześniej cię nie poznałem? – stwierdził po chwili refleksji.
- Weź nie przesadzaj – spuściła głowę.
- Nie przesadzam – przysunął się do niej bliżej, złapał za jej podbródek i
podniósł głowę tak, aby ich spojrzenia się spotkały.
Sekundy trwały jak cała
wieczność. Miasto jakby się rozpłynęło. Woda z fontanny jakimś cudem
wyparowała. Jego błękitne tęczówki mimowolnie wypełniały obecnie cały jej
świat.
Maciej złożył pocałunek na
jej ustach.
![]() | |||||
Lonigo |
swietne, szybko kolejny !♥
OdpowiedzUsuń;)
Usuńhttp://speedwayinmylife.blogspot.com/ zapraszam do siebie!;))
NIE, NIE, Nie i jeszcze raz NIe!. Ten Maciek tutaj tylko wszystko psuje.
OdpowiedzUsuńWIĘCEJ KUBY, MNIEJ MAĆKA!!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCo to za końcówka!?
OdpowiedzUsuńJest boska ale czemu Maciek Janowski?
To miał być Kuba :(
Dobrze, że Kuba pokazał im na co go stać.
Boskie *.*
OdpowiedzUsuńTo miał być Kuba , a nie Janoś :( rozdział boooski <3 czekam na cd. :)
OdpowiedzUsuńrodzial swietny . : )
OdpowiedzUsuńoby nastepny pojawil sie szybciej . : )
O tak, o wiele więcej Kuby, ale rozdział i tak świetny. ;*
OdpowiedzUsuńOczywiście z niecierpliwością czekam na następny! ;*
'przekonywał, jednocześnie uśmiechając się od ucha do ucha jak najarana małpa' < siedzę, patrzę na to i śmieję się jak debil z tego tekstu. : D GENIALNE! Ale, jako że moją opinię już doskonale znasz, bo mówiłam (pisałam) to 57482203851 razy, końcówka mi się nie podoba. Ostatnie zdanie mi się nie podoba. ;_; Nie chcę! Nope! To by było tyle, ja nie mogę na to patrzeć, za dużo emocji. : < Ale czekam na kolejny! <3
OdpowiedzUsuńWięcej Kubyyyyyy ! ;*
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie! Niech Janowski trzyma łapy przy sobie... Kuba! Przybywaj i walcz o Martynę :D
OdpowiedzUsuńświetnie... popieram... to Kuba ma być jej rycerzem na białym koniu...:) kocham twoje opowiadanie...:D
OdpowiedzUsuń+zapraszam do siebie: speedway-is-my-love.blogspot.com
Gdzie się Maciek z gębą pchasz! Ona jest zajęta! Przez Kubę, i tylko Kubę! <3 Czekam na kolejny! :P
OdpowiedzUsuńTa historia robi się coraz bardziej niesamowita :*
OdpowiedzUsuńJezus,ale to świetne <3 Zapraszam do mnie na www.speedwaystoryx33.fbl.pl :)
OdpowiedzUsuńMaciek, idź być Janowskim gdzieś indziej -.-
OdpowiedzUsuńNo popatrz Janowskiego jaki śmiały i pewny siebie się zrobił no no no.... Byle się nie przeliczył ;)
OdpowiedzUsuńDobra akcja kuby! Pokazał na co go stać.
Pozdrawiam i zapraszam
http://zuzlowe-oblicza.blogspot.com/
Uwielbiam Janosia, ale tu mnie wkurwia. To miał być Kubuś, nie on ._.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na nowość! :)
OdpowiedzUsuńhttp://love-speedway-life.blogspot.com/
http://zapach-metanolu.blogspot.com/ zapraszam : )))
OdpowiedzUsuńi czekam na nowy . : )
Zapraszam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuń