- Co? – zdołała tylko
to wykrztusić.
- To, co słyszysz –
uśmiechał się od ucha do ucha, czekając na jakąś odpowiedź. – Mówiłaś, że nie
jestem romantyczny, więc próbuję to zmienić.
- Bo nie jesteś! Poza
tym nie będę Ci tego udowadniać! – Postawiła przy swoim. Przecież to chłopak
powinien zaczynać pierwszy. W ogóle taki pocałunek chyba nie będzie niczego
oznaczał…
- Więc nic z tym nie
zrobisz?.. – Podpuszczał ją.
- Nie muszę. Po tym, co
mówisz, stwierdzam, że jesteś jeszcze pijany, kretynie. – Pokazała mu szereg
swoich zębów w geście mini triumfu.
- Pijany kretyn, debil,
świnia, zarozumiały bufon z miasta – wyliczał. – Znamy się dopiero dwa dni a
już tak wiele usłyszałem o sobie – sztucznie się uśmiechnął. – Miło, nie
schlebiasz. – Pokręcił przecząco głową.
- Cała przyjemność po
mojej stronie, – zaśmiała się – ale ty też nie jesteś lepszy: zołza, kłamca,
wariatka. Mówi ci to coś?
- Owszem. Jest tu taka
jedna, może nawet jeszcze gorsza; w rozwianych włosach, opadających swobodnie
na ramiona, ubrana w niebieską, trochę za długą, jak według mnie, sukienkę i
siedzi tu obok. – Sam był w szoku, że coś takiego padło teraz z jego ust.
Jednak naprawdę promile jeszcze z niego nie uszły, chociaż przynajmniej
dziewczyna nie będzie narzekać, że nie jest romantyczny!
- Rozwiane włosy? –
zaczęła się śmiać. – Przecież wiatru nie ma!
- I co z tego? – Uniósł
brwi, co wyglądało naprawdę zabawnie.
- Kuba, głupi jesteś –
podsumowała i znowu zaczęła się wpatrywać w „swoje” niebo, dalej drażniąc się
nawzajem. Rozmawiali ze sobą tak po prostu, bez żadnych zobowiązań, jak dobrzy
przyjaciele. Z każdą upływającą minutą czuli się jak gdyby znaliby się od bardzo
dawna, mimo że dopiero się poznali. Każde z nich żyło w innym świecie, od
którego w gruncie rzeczy chcieli się oderwać. Nie zagłębiali się w tematy o
rodzinie, problemach, zwykłym, szarym, codziennym i monotonnym życiu. Chcieli
to wszystko zostawić daleko za sobą. Cieszyć się po prostu chwilą, a co z tego
wyjdzie?... To mogą przewidzieć jedynie doświadczeni magicy.
*****
Otworzyła jedno oko, potem z trudem drugie. Podniosła
lekko głowę i rozejrzała się dookoła. Przebywała w czyimś pokoju. Łóżko, na
którym spała było ustawione w rogu a na prawo znajdowało się okno, przez które
wpadały oślepiające ją promyki lipcowego słońca. Na przeciwko łóżka znajdowało
się biurko, szafa i regały, które jeszcze nie były prawie niczym zapełnione, a
na lewo drzwi do osobnej łazienki.
Dopiero teraz przypomniała jej się miniona noc.
Najwidoczniej musiała zasnąć w samochodzie a to musiał być pokój Kuby.
Ostrożnie wysunęła się spod kołdry. W domu panowała przeszywająca cisza, przez
co było słychać jej każdy ruch. Wyszła na bosaka z pokoju i rozglądnęła się
dookoła. Korytarz był bardzo szeroki. Obok znajdowały się także jeszcze dwie
pary takich samych drzwi.
Zeszła ostrożnie po schodach i znalazła się w wielkim
holu. Wszystko było posprzątane, idealnie poukładane. Zupełnie jakby zostało
wycięte z jakiegoś zdjęcia z katalogu Ikei.
Nawet w kuchni nic nie zostało wyciągnięte; żaden talerzyk, szklanka – nic!
Czy w tym domu w ogóle ktoś przebywał? Przecież nie tak wyglądają
przeprowadzki. Przynajmniej tak się zdawało Martynie. W takim razie; po co
budować tak wielki i luksusowy dom, skoro i tak (oprócz najwyższej klasy
urządzeń i mebli) niczego i nikogo w nim nie było.
W tym samym momencie usłyszała kroki. Był to Kuba, który
też już wstał. Na całe szczęście, bo szukanie go w tejże „twierdzy” nie
skończyłoby się za dobrze.
- Dzień dobry – zszedł.
Miał lekko podkrążone oczy i rozczochrane włosy, ale nawet to nie odbierało mu
uroku. Wręcz przeciwnie; wyglądał nieziemsko! – Jak się spało? – uśmiechnął
się, a w kącikach jego oczu znowu pojawiły się lekkie zmarszczki, które ona tak
uwielbiała.
- Cudownie! – zaśmiała
się.
Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak ona w tej chwili
może wyglądać. Czarownica, wiedźma – to chyba mało powiedziane.
- Przynajmniej jakiś
plus, bo wciąganie cię tu na górę łatwe nie było. Jesteś cholernie ciężka!
- Słucham? –
Wytrzeszczyła oczy a uśmiech na jego twarzy stał się jeszcze szerszy. – Spadaj!
– Skrzyżowała ręce obrażona. – A może to ty jesteś za słaby? – Uniosła brwi.
- Wątpisz w to? –
Podniósł swoją rękę i napiął mięśnie.
Ciekawe, ile czasu pan cwaniaczek spędził na siłowni…
- Najwidoczniej tak –
patrzyła na niego z udawanym wyrzutem.
- Popełniłaś wielki
błąd. – Pokręcił głową a w jego oczach pojawił się błysk, który mógł oznaczać
dosłownie wszystko!
Aha… Co on znowu kombinuje?
Chłopak wyruszył w jej stronę i z łatwością podniósł jedną
ręką, mimo że dziewczyna się wyrywała.
- Puszczaj!
Potem rzucił ją na skórzaną sofę i przytrzymał.
- Przeproś najpierw. –
Trzymał ją za ręce i szeroko się uśmiechał.
- Chyba śnisz! –
Krzyknęła mu do ucha i z całych sił popchnęła do tyłu. Wyszło jednak na to, że
obydwoje przewrócili się do tyłu i uderzyli o róg stołu.
- Auu! – dziewczyna zawyła i chwyciła się za głowę. – To bolało! Wszystko przez ciebie. – Podniosła
się z podłogi i usiadła na kanapie. – Jak będę miała guza… - przerwała, widząc
wyraz twarzy Kuby. – No i na co się tak gapisz? – Przewróciła oczami.
- Śmiesznie wyglądasz.
– stwierdził i nie przestawał się na nią patrzeć.
- Wielkie dzięki,
kretynie! Idę do domu! – Była rzeczywiście wkurzona. Denerwowała ją ta
jego pewność siebie, chociaż musiała przyznać; zawsze miło spędzało się z nim
czas i dzięki niemu przestawała myśleć o czymkolwiek innym.
- Powodzenia na bosaka
– pokiwał jej.
Martyna odwróciła się i zmiażdżyła go swoim wzrokiem.
- Gdzie one są?
- Nie wiem.
- Nie udawaj głupka. –
Położyła ręce na biodrach i czekała. –
Schowałeś je gdzieś.
- Naprawdę nie wiem. –
Nie dawał za wygraną.
Gorzej niż dzieci…
- Myślisz, że na boso
też nie dojdę? – Uniosła jedną brew. – To patrz! – Wyszła za drzwi i szła na
palcach po brukowanym chodniku. Teraz czekało ją tylko jakieś trzydzieści
metrów po ziemi i piasku, a potem już tylko trawa!
- No dobra! – Zawołał chłopak,
stojąc w drzwiach i przyglądając się jej z rozbawieniem. – Są w moim
samochodzie.
Dziewczyna błyskawicznie znalazła się przy nim i wrócili
z powrotem do środka.
- Masz szczęście, że
jeszcze nie weszłam na ten piasek!
*****
Wspólne gotowanie – to nie jest to, co wychodzi im
najbardziej. Przypalona patelnia, rozlane mleko, mąka na podłodze i ślady
naleśników na ścianie, to pozostałości po obiedniej uczcie, jaką sobie
urządzili.
- Ale się najadłem. –
Oparł głowę na stole i ciężko oddychał.
- Nie martw się, –
poklepała go po plechach – jeszcze będziesz musiał to posprzątać.
Chłopak na chwilę podniósł głowę, rozglądnął dookoła,
jęknął i znowu się położył.
- Zachciało się
podrzucania naleśników. – Wstawiła talerze to zmywarki.
- Chciałem tylko
spróbować, nigdy sam nie gotuję. – Mruczał pod nosem.
- I nigdy więcej tego
nie rób!
- Dobrze, będę zdawał
się na ciebie. – Popatrzył na nią i słodko się uśmiechnął. Taka kolej rzeczy
pasowałaby mu idealnie. – Co poradzę na to, że mam ręce stworzone tylko do
wszystkiego, co się rusza?
- Co?! – Odwróciła się
do niego zaskoczona i zaczęła się śmiać.
- Chodzi mi o
motocykle. – Przewrócił oczami.
- Ciężko jest pojąć
twój tok rozumowania – pokręciła przecząco głową i zabrali się do sprzątania.
Ostatecznie jednak Martyna wróciła do domu po osiemnastej.
Nawet nie wiedziała, kiedy to minęło. Całkowicie straciła rachubę. A najlepsze
było to, że jutrzejszy dzień spędzi również z nim. Zaprosił ją na wyścigi
motocrossowe, w których sam będzie brał udział! Na samą myśl rozpływała się w
chmurach. Czuła się tak szczęśliwa, jak nigdy od bardzo, bardzo dawna.
Dopiero co wyszła z jego mieszkania a już chciała tam wracać.
Mogłaby się z nim śmiać, rozmawiać, drażnić i bić bez końca.
Doszła do drzwi swojego domu i już usłyszała krzyki. Od
razu wiedziała, co to oznacza. Kolejna kłótnia! Nie! Nienawidziła tego.
Przekroczyła próg domu i już na wstępie zobaczyła porozrzucane rzeczy.
Jej nastrój zmienił się diametralnie, zresztą jak podczas
każdej takiej kłótni.
- Nie chcę cię więcej
widzieć na oczy! Wynoś się stąd! – usłyszała krzyki swojej matki a zaraz potem
huk tłuczonego szkła. Szybko wbiegła do kuchni i zobaczyła szarpiących się
rodziców.
- A ty gdzie byłaś,
smarkulo?! – Naskoczył na nią ojciec, jakby była ona czemuś winna… - Tutaj jest
twój dom.
- To nie jest dom! –
Napadła ją chęć wygarnięcia mu tego, co wycierpiała przez niego, przez jego
ciągłe awantury, ale musiała się powstrzymać; to jednak jest jej ojciec. – Jesteście
nienormalni! – krzyknęła rozwścieczona a zarazem i przerażona.
- Słucham?! – Przestali
się szarpać i spojrzeli na nią nieźle urażeni. – Nie pozwalaj sobie na za dużo.
– Podeszła do niej matka i spojrzała na nią przebijając ją na wylot. Martyna od
razu wyczuła alkohol, bijący od niej nawet z odległości kilku metrów.
- Bo co? –
zaryzykowała. Miała już tego dość, serdecznie dość! Wstydziła się takiej
rodziny.
- Nie masz jeszcze
osiemnastu lat! Jesteś pod naszą opieką i to my decydujemy, co masz robić,
rozumiesz?! – Nadarł się jej ojciec.
- Na pewno nie pod
twoją! Przypominam ci, że my – wykrzyczała mu prostu w twarz – nie mamy ze sobą
już nic wspólnego. Zabierasz swoje rzeczy i znikasz stąd na zawsze! Martyna będzie
tylko moja!
Dziewczynie zaczęły napływać łzy do oczu. Dlaczego to
musiało spotkać akurat ją? Dlaczego? Dlaczego?!
- Obydwoje jesteście
siebie warci! – Wybiegła z domu cała roztrzęsiona. Zawsze w takich sytuacjach
uciekała do ogrodu, do sadu. To było chyba jedyne miejsce, gdzie mogła się
schować.
Usiadła na hamaku a po jej policzku spłynęła pierwsza
łza.
„Chcę stąd wyjechać, daleko stąd! Ja nie chce ich znać!”
Mimo, że robiło się już ciemnawo, ona nadal tam siedziała.
Nie miała odwagi ani tym bardziej ochoty wracać do domu. Od płaczu zaczęła ją
nawet boleć głowa. Próbowała się opanować, ale i tak zawsze kończyło się to
ponownym wybuchem płaczu, kiedy tylko przypomniała sobie te wszystkie „mile”
spędzone chwile z rodzicami. Czy ona kiedyś w ogóle spędzała z nimi czas? Nawet
jeśli, to bardzo rzadko. Oni nie potrafili rozmawiać. Potrafili tylko krzyczeć,
kłócić się, a czasami dochodziło nawet i do rękoczynów. „Nienawidzę” – to jedyne
słowo, które wypowiadała tak często, jak to tylko było możliwe.
Chciała
zostać tutaj sama, ale jak na złość, znowu usłyszała, że ktoś nadchodzi.
Zbliżająca się ciemna sylwetka należała nie do kogo innego, jak do Kuby…
- Znowu patrzysz w te
gwiazdy? – usiadł obok niej. Zauważył, że jeszcze się nie przebrała i nadal
ubrana jest w tę samą sukienkę, w której była wczoraj na imprezie. Spojrzał na nią lekko zaniepokojony. Blask
księżyca oświetlał jej smutne, zaszklone i opuchnięte oczy.
- Co się stało? –
Złapał ręką za jej podbródek i odwrócił s swoją stronę, by na niego spojrzała. Jeszcze nigdy nie widział
takiej Martyny, takiej bez bijącego ciepła i pełni życia. – Pomogę Ci.
No rozdział fajny , mam nadzieje , że Kuba jej pomoże i ona sie zgodzi na ta pomoc , chyba miedzy nimi cos zaiskrzyło i bedzie w krotcce miedzy nimi cos wiecej :) :)
OdpowiedzUsuńjejku, jakie głupki! co do naleśników, to mój brat umie je tak fajnie podrzucać, mi nigdy nie wychodzi... :(
OdpowiedzUsuńa rodzinne kłótnie są straszne... nawet, jak człowiek wmawia sobie, że ma to gdzieś, to i tak w mniejszy lub większy sposób to wszystko się na nim odbija. oby się z tego wyrwała!
miło z Twojej strony, że nie kazałaś nam tyle czekać. :)
http://szpilkinazuzlu.blogspot.com
No po prostu nie potrafię ! nie wiem jak opisać ten rozdział ... Brak mi określeń ... Na pewno oceniam na twoją korzyść . Kłótnie rodzinne to jakaś masakra . ciężko się z tego wyrwać . Mam nadzieję , że Martynie , z pomocą Kuby , się uda .
OdpowiedzUsuńDobrze , że nie kazałaś nam dłużej czekac ;)
Czekam na następny ;)
Kłótnie rodzinne to najgorsza sprawa.. Szczególnie, jeśli powtarzają się niemal codziennie.. -.- Masakra. Wybacz, że nie napiszę nic więcej, ale sama nie wiem co mogę napisać. : o Ogólnie rozdział bardzo mi sie podoba i czekam na kolejny! < 3
OdpowiedzUsuńNie dość, że straciłam wenę na ogólne pisanie, to jeszcze na komentarze. Nie wiem my to wszystkie robimy, ale zawsze zakończenie wydaje mi się najlepsze.
OdpowiedzUsuńŚwietny.. mam nadzieję Kuba w mojej wyobraźni też wygląda tak nieziemsko jak w twojej <3 haha i dobrze, że mało osób widzi mnie rano bo wyglądam makabrycznie ^^
OdpowiedzUsuńjezuu, kocham ten blog <3 Pisz następny jak najszybciej <3
Świetny !! Czekam na następny ! ; )
OdpowiedzUsuńzapraszam na nową notkę. ;)
OdpowiedzUsuńhttp://szpilkinazuzlu.blogspot.com
Widać, że załapali dobry kontakt ; ) Sytuacja w domu dziewczyny nie jest przyjemna, ale wierzę, że razem z Kubą coś wymyślą.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Martynie takiej rodziny, chociaż w ogóle trudno to nazywać rodziną. Dobrze, że zaprzyjaźnia się z Kubą i będzie miała wsparcie :) Ciekawe, jak on chce jej pomóc?
OdpowiedzUsuńPisz szybko kolejny, bo po prostu zakochałam się w tym opowiadaniu *__*
Zapraszam do mnie na http://czarownica99.blog.pl/
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału czekam z niecierpliwością. W międzyczasie wpadnij do mnie ;P http://speedwayismylife.blog.pl/
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na piątkę na http://niktmitegoniedal.blogspot.com/2012/10/piaty.html
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Liczę na to, że Kuba jej pomoże i będzie jak w bajce. Świetnie piszesz *__* Czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńJak pojawi się to mogłabyś mnie powiadomić na którymś z moich blogów? Zapraszam również do czytania ^^ http://new-life-new-chance.blog.pl/ http://speedwayowy-swiat-wedlug-kimi.blog.pl/ i http://speedway-story-love-story.blog.pl/
Przepraszam Cię najmocniej, ale wysyłałam do wszystkich tą samą wiadomość i dałabym sobie rękę uciąć, że do Ciebie też! Za dużo nas tutaj i pogubiłam się. PRZEPRASZAM! PS. Ja czekam na 5 z większym pragnieniem niż 4 :D
OdpowiedzUsuńświetny rozdział!!! z resztą jak zawsze twój talent jest zabójczy :) Pozdrawiamy i zapraszamy do nas :)
OdpowiedzUsuń