piątek, lutego 22, 2013

14. Nóż w plecy


 15 lipca 2012 r.

            Te kilka dni spędzonych w Szwedzkiej Malilli minęły tak szybko, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zmagania o Drużynowy Puchar Świata zakończyły się na dobre sukcesem Duńczyków. Po wczorajszym finale miasteczko zaczęło pustoszeć. Wszyscy kibice wracali z powrotem do swoich miast, swoich domów, swojej pracy. Także żużlowcy pakowali swoje sprzęty i wracali do Polski na zmagania XII kolejki Enea Ekstraligi. Również Martyna czekała na swój samolot. Niestety, hitem kolejki został okrzyknięty mecz Tarnów – Toruń, dlatego SGP zorganizowało wyjazd właśnie na te spotkanie, a nie na mecz jej ukochanej drużyny, która u siebie podejmowała Stal Gorzów. Tak się akurat złożyło, że tym samym samolotem wracał na swój mecz także i Maciej Janowski.
- Mamy do siebie szczęście – zaczął, kiedy przechodzili odprawę. Pomógł jej także przy wnoszeniu walizek, bo (co dziwne), im dłużej trwała podróż, tym były coraz cięższe.
            Już około jedenastej byli na rzeszowskim lotnisku. Zaraz potem czekała ich droga do Tarnowa.

***** 

            Kuchnia włoska to z pewnością nie jest to, za czym przepada najbardziej. Niezliczone ilości warzyw i makaronu. Może był to i zdrowe, ale na sam widok odechciewało mu się jeść. Gdyby nie tradycyjna (i znana zresztą na całym świecie) włoska pizza, zagłodziłby się na śmierć. Jadł ją nawet i na śniadanie. Dodatkowo, okazało się, że wyniki jego badań będą dopiero za kilka dni. Sam lekarz klubowy zachorował na jakąś grypę, a nikt – oprócz niego – nie miał zezwolenia na przetwarzanie jego danych. Do tego czasu jednak nie miał prawa wstępu na tor, nie mógł wsiąść na żaden motocykl, a oglądanie tego, jak trenują pozostali, roznosiło go tak bardzo, że sam prezes radził mu usunięcie się z toru, będąc jednocześnie dumny, że znalazł takiego zawodnika. Oby tylko sodówa nie uderzyła mu do głowy.
            Pozwalało to więc na kilka dni odpoczynku od motocykli. Nie miał zamiaru jednak siedzieć w jednym miejscu. To nie było w jego stylu. Znany był raczej z bardziej rozrywkowego, bądź też może i szalonego życia. Pochłaniał kolejny kawałek pizzy, przypominając sobie pierwsze spotkanie z Martyną. Było dokładnie jak teraz. Tylko… z nią. Absurd.
            „Kto jednak powiedział, że nie będzie mógł być z nią?” Ta myśl uderzyła w niego niczym pioruny. W jego oczach pojawił się typowy błysk, a na ustach olbrzymi uśmiech. Szybko wstał od stołu, rozlewając przy tym sok i wybiegł jakby się paliło. Jego serce biło jak oszalałe. Był z siebie dumny, że wpadł na taki pomysł. Pojedzie do Tarnowa. Pojedzie! Nawet jakby się miały mosty walić, wody zalewać drogi, nawet jakby policja zatrzymywałby go z piętnaście razy. Zdąży! Zrobi jej niespodziankę. Już teraz nie mógł się doczekać jej reakcji, nie mógł doczekać się, kiedy w końcu ją zobaczy! Usłyszy na żywo! Był tak nabuzowany tym wszystkim, że po prostu nie myślał racjonalnie. Wpadł tylko na chwilę do hotelu po kilka rzeczy, wsiadł do swojego samochodu i wyruszył z piskiem opon. Jego celem było dotarcie do Tarnowa nie później niż o osiemnastej. Czekała go długa przeprawa. Długa, bo ponad tysięczno kilometrowa! Czego jednak nie mógłby zrobić… dla niej? W głośnikach zabrzmiała jedna z jego ulubionych piosenek electro house: Calvin Harris ft. Tinie Tempah „Drinking from the bottle” Na nos założył okulary przeciwsłoneczne i poczuł się tak szczęśliwy, że nie potrafił sobie tego nawet samemu w głowie wytłumaczyć. Emocje targały jego całym ciałem.
            Po półtorej godzinie dotarł już do włoskiej granicy. Wiatr czochrał jego blond czupryną na wszystkie strony świata, kiedy mknął ponad 130 km/h. Niemalże całą Austrię przemierzył jadąc jedną autostradą. Gdyby wszędzie wybudowano takie drogi, kierowcy żyliby jak w raju. Kuba był tak naładowany pozytywną energią, że pierwszy postój zrobił dopiero przed Bratysławą. Miał zamiar jak najszybciej pokonać słowacką stolicę, więc wybrał okrężną trasę, niż przeciskanie się przez korki. Do polskiej granicy pozostało mu jeszcze około trzysta kilometrów, a do rozpoczęcia meczu w Tarnowie trzy godziny. Walka z czasem w tym przypadku to o wiele za mało powiedziane! Mknął jak na urwanie karku. Wariat, wariat, istny wariat! Cudem jeszcze chyba nie został przez nikogo zatrzymany.
            Jego oczom ukazywały się coraz to bardziej górzyste formy terenu. Na szczytach tych najwyższych gór leżał jeszcze śnieg. Wjechał teraz na węższą i bardziej krętą szosę. Niby nie było takiego ruchu, jednak wolał aż tak bardzo nie ryzykować, by nie zjechać z jezdni i nie potoczyć się po skałach w dół. Dojechał właśnie do polskiej granicy, gdy na zegarku wybiła godzina oznajmująca, że mecz Jaskółek przeciw Aniołom właśnie się rozpoczął. Mimo to motywacji mu nie brakowało. Nie wiedział nawet, kiedy tak przydepnął pedał gazu, bo już znalazł się w Nowym Sączu. Już niewiele go od niej dzieliło, był blisko! Nie wiedział dlaczego, ale po raz pierwszy poczuł lekki stres przy spotkaniu się z dziewczyną, a gdy zauważył tabliczkę z napisem: „Tarnów 20”, poczuł, jak jego nogi zaczynały mięknąć. By „dodać sobie skrzydeł” sięgnął po Red Bulla, gdy w ostatniej chwili zauważył granatowy samochód i stojącego przed nim gościa z trzymającego w ręku tzw. lizaka. 
- Choleraa! – krzyknął, uderzając dłońmi w kierownicę i zjeżdżając na bok. Nie zdążył wziąć nawet kilku oddechów na uspokojenie, a szanowny pan policjant stał już przy jego oknie. Wiedzieli, gdzie go złapać! Cała droga przeminęła mu w spokoju, ale oczywiście musiał się ktoś znaleźć.
- Dokumenciki poproszę – wyciągnął rękę, przybierając na ustach wymuszony, a może i nawet ironiczny uśmieszek.
- Śpieszy mi się.
- To już zdążyłem zauważyć – zabrał dokumenty i zaraz zaczął wypisywać mandat. – Jechał pan ponad 120 km/h przy ograniczeniu do prędkości 70 km/h.
- Tyle to ja akurat wiem – niecierpliwie czekał, aż w końcu dostanie ten papierek i będzie mógł jechać dalej, ale ten jakby specjalnie jak najdłużej go wypisywał.
- Proszę dmuchnąć – podał mu alkomat.
            Jeszcze tego brakowało.
- 0,0. Ma pan szczęście – podał mu wypisany mandat. – Mam nadzieję, że ta dziewczyna jest tego warta – posłał mu niby pół uśmiech i wrócił do swojego radiowozu.
- Żeby pan wiedział… - powtarzał pod nosem, po czym z gracją, jak doświadczony kierowca wymanewrował samochód i włączył się do ruchu.
            Za dwie minuty jednak jego licznik znów ukazywał ponad 100 km/h.
            Nareszcie dojechał na stadion! Najwidoczniej mecz musiał się zakończyć tuż przed chwilą, bo tłumy ludzi opuszczały obiekt. Wiedział, ze Martyna będzie jeszcze gdzieś na trybunach. Na pewno robiła zdjęcia. Uwielbiała fotografować pustoszejący po meczu stadion, ten dym po spalonym metanolu. To razem jakby dawało jakąś specyficzną, bo tylko dla tego sportu, niezwykłą atmosferę. Naoglądał się już setki tego typu zdjęć jej autorstwa. Szybko wspiął się po schodach na górę. Nie było jej. Zszedł do środka. Bramy od parku maszyn były otwarte na szerok, więc wszedł głębiej.
            Ujrzał ją!
            Nigdy jednak w życiu nie chciałby zobaczyć takiego widoku…
            Jego serce zaczęło bić jak oszalałe i mimowolnie cofnął się do tyłu. Ona siedząca na czyiś kolanach. Wspólnie oglądali coś na telefonie. Śmiali się. A te wszystkie obrazy jakby zlewało się w jedno i dawały mu głęboko do zrozumienia, że on już wcale nie jest najważniejszy, jest ktoś, kogo woli bardziej.
            Chyba jeszcze nikt go tak nie upokorzył, tak nie rozczarował, zawiódł, nikt nie wbił noża w plecy tak głęboko. Zdawało mu się, że stąpa twardo po ziemi. Ta siedemnastolatka sprawiła jednak, że całkowicie ogłupiał. Dał się tak po prostu wkręcić. Nigdy nie był tak bardzo naiwny.
            Chciał już wracać z powrotem do samochodu, do Włoch, daleko od nich. To nie było jednak w jego stylu. Dlaczego miał nie walczyć? Na torze okrzyknięto go największym „fighterem”. Życie to jednak nie jest sport.
            A może jednak?...
            Kiedyś powtarzał sobie: „nigdy się nie poddawaj”. Nie przypuszczał jednak, że kiedykolwiek przybierze to takie znaczenie.
            Cofnął się z powrotem. Wpatrywał się tępo w ich obojga i podszedł jeszcze bliżej. Kiedy w końcu podniosła głowę, zauważyła go. Otworzyła oczy szeroko z niedowierzaniem i nie była w stanie nic z siebie wykrztusić. Nawet nie ruszyła się z miejsca!
- Cześć – zaczął.

20 komentarzy:

  1. Ale się wystraszyłam, że gdy ją zobaczy siedzącą na kolanach u innego, odejdzie. Jak się cieszę, że tak się nie stało! Taka przeprawa, tyle kilometrów tylko dla jednej osoby.. Jakie to kochane! < 3 Szkoda tylko, że powitał go tak dwuznaczny widok. Myślę jednak, że dojdą do porozumienia, że nie zacznie jej oskarżać o coś, czego nie zrobiła. Oby. Ten rozdział wyszedł Ci bardzo dobrze, naprawdę! ^.^ Z niecierpliwością czekam na kolejny! < 3

    OdpowiedzUsuń
  2. no przerwałaś tak że z nerwów to ja nie wytrzymam. Chce następny jeszcze w weekend !!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio trafiłam na ten blog i bez dwóch zdań stał się jednym z moich najulubieńszych. ;) Jak mogłaś przerwać w takim momencie? W tak ważnej chwili? Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że będzie tam jeszcze więcej adrenaliny! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A już myślałam, że tak po prostu odejdzie i nawet nie spróbuje o nią powalczyć. Jednak, na całe szczęście, pomyliłam sie.
    Teras pozostaje mi życzyć ci weny i duuużo wolnego czasu. Z niecierpliwością czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdział zajebisty.... kiedy będzie next??

    OdpowiedzUsuń
  6. Kuba to fighter i z całej sympatii dla Magica, niech z łaski swojej się nie miesza, bo Martyna jest Kuby i koniec! :D Czemu przerwałaś w TAKIM momencie?! :P
    http://passion-with-friends.blogspot.com/2013/02/23.html nowy zapraszam :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Aaaaaa!!! świetny! Jak zawsze! Już nie mogę się doczekać na następny! :) dodaj szybko! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziewczyno, normalnie bomba. Naprawdę z niego wariat , że w takim krótkim czasie przemierzyć tyle kilometrów dla niej. A Maciek wara od niej. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. świetny <3 czekam na nowy ; *

    OdpowiedzUsuń
  10. Baaardzo dobry, nic tylko czekać na kolejny :c. Zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. I za to najbardziej lubię Kubę! :D Niech walczy z tym nieszczęsnym Janowskim :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Kuba walcz do końca, bo Janowskiemu mówię w tej sytuacji nie :P

    OdpowiedzUsuń
  13. Kurcze, autorko - musisz pisać szybciej bo umrę z ciekawości!

    OdpowiedzUsuń
  14. http://zmiloscianiewygrasz.blogspot.com zapraszam do mnie <3 JAK ZAWSZE ŚWIETNY ROZDZIAŁ !!!<3

    OdpowiedzUsuń
  15. ten Kuba jest taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaki romantyczny no do schrupania, chce go mieć :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Dopiero wczoraj natrafiłam na twojego bloga. Jest po prostu zajebisty. Te akcje z żużlowcami np. ta z skarpetami ;D.Weź opisz jakąś sytuacje z Piotrem i tą jego dziewczyną co się tam kiedyś przewinęła, ale żeby było śmieeeeesznie. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  17. następny dłuższy musi być. i KUBA ma walczyć a Maciek niech spada i się nie wpier**la bo mi tylko ciśnienie podnosi. już się nie moge doczekać następnygo oby prędko.

    OdpowiedzUsuń
  18. Walcz Kuba, walcz! ♥ Szybko nowy! I dłuuugi daj :D ♥
    + zapro do mnie :) http://www.photoblog.pl/gosiaspeedway/145699461

    OdpowiedzUsuń
  19. http://speedwayinmylife.blogspot.com/ ZAPRASZAM ! nOWOŚĆ! ;)

    OdpowiedzUsuń