piątek, lutego 08, 2013

12. Walka

12 – 13 lipca 2012 r.
Otworzył oczy. Leżał na wielkim łożu w jednym z hotelowych pokoi. Obok jednak nie było już blondynki, z którą spędził noc. Na poduszce zauważył jedynie białą kartkę z numerem telefonu. Najprawdopodobniej jej. Nie przejmował się jednak tym, że jego Anioł (jak ją wcześniej nazwał) zniknął tak bez słowa. Nie znał nawet jej imienia. Jego pamięć urwała się w momencie, gdy wychodzili z klubu.
Głowa pękała mu w szwach. Miał podkrążone oczy i czuł się jakby właśnie przejechał po nim czołg.
Przypomniał sobie wydarzenia z poprzedniego dnia. Nadal jednak nie docierało do niego to, że zaproponowano mu naukę w jednym z najlepszych klubów motocrossowych na świecie! Przetarł oczy, jakby to miało sprawić, że w końcu zacznie w to wierzyć.
Spojrzał na swój wyświetlacz i jego oczom ukazało się powiadomienie o czterech nieodebranych połączeniach. Od Martyny. No bo kto inny mógłby sobie o nim przypomnieć? Starzy znajomi, niby wierni przyjaciele? Kpił z siebie samego w myślach. Cieszył się jednak, że to właśnie ona o nim nie zapomniała. Na sam widok zapisanego jej imienia uśmiechał się jak głupi. Nic nie mógł poradzić, to działo się mimowolnie. Na myśl o niej, o jej szczerym uśmiechu, wielkich niebieskich oczach, zgrabnych nogach i długich brązowych włosach, poczuł wyrzuty sumienia. Jego serce zaczęło bić mocniej. Czuł się, jakby ją zdradził. Jakby ją oszukał. A przecież dotąd mówił jej wszystko. Niby nie byli razem, ale jako tako czuli do siebie przywiązanie. To dziwne uczucie nie wiedząc, kim się jest dla jakieś osoby.
Szybko wystukał jej numer telefonu, który znał na pamięć i zadzwonił.
- Halo? Martyna? - po drugiej stronie słuchawki dało się jedynie usłyszeć czyjeś głosy i głośny szum.
- No nareszcie dzwonisz! - krzyknęła.
- Gdzie ty jesteś?
- Czekaj - słyszał jak szum staje się coraz cichszy. - Już. Byłam na stołówce, ale w życiu nie zgadniesz z kim!
- No zaskocz mnie - uśmiechał się do słuchawki. Tak bardzo mu jej brakowało.
- Maciej Janowski i bracia Pawliccy, mówi ci to coś? - nadawała podekscytowana.
Na samą jednak myśl o tym, że dziewczyna jest w towarzystwie innych mężczyzn, doprowadzała go do szału.
- To świetnie - tworzył dobrą minę do złej gry.
- I to jak! - krzyczała.
Wygląda na to, że była naprawdę szczęśliwa. Bez niego.
- A ty co robisz?
Zapadła cisza.
- Nic szczególnego - mówił smętnym głosem.
- To znaczy, że mam się martwić. Co się stało? - dociekała.
- Oprócz tego, że dostałem się do klubu FMX we Włoszech, to nic specjalnego - delikatnie ominął temat, który go dręczył.
- Serio?! - krzyknęła. - Gratulacje! Nie ma mnie zaledwie pięć dni, a Ty już robisz taką karierę?! - cieszyła się chyba bardziej niż on sam.
- Ja nadal nie mogę w to uwierzyć.
- Jesteś genialny, uwierz w końcu! - jak zawsze potrafiła poprawić mu humor.
- Dziękuję. Twoje zdjęcia, które przesyłasz też są świetne!
- Dzięki. Jutro znowu zaśmiecę ci całą skrzynkę, bo nie zapominaj, że dzisiaj baraż - usiadła się na schodach.
- Nie śmiałbym nawet zapomnieć.
- Poszukuj mnie oczywiście przy największej polskiej fladze.
- Takiej piękności trudno będzie nie zauważyć.
Martyna wybuchła śmiechem.
- Ty zawsze potrafisz podnieść człowieka na duchu! - Śmiała się.
- Miło mi.
- Brakuje mi ciebie i twoich pomysłów.
- Mi ciebie też - mówił najzupełniej szczerze. Tak naprawdę to żył myślą: oby tylko do 22 lipca i meczu w Gdańsku. Wtedy się spotkają, wtedy będzie mógł jej może wszystko powiedzieć. Marzył o tym... Z każdym dniem coraz bardziej.
- Muszę kończyć, Kubusiu - niestety musiała wracać na stołówkę. Do meczu nie zostało zbyt wiele czasu, a nawet sam Magic zaproponował jej, by potem razem wybrali się na stadion. A wszystko w ramach przeprosin za... baranie skarpetki. Chcieli ją przekupić, by przypadkiem nikomu tego nie wygadała. Do teraz jednak; na samą myśl o tym; nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Uważaj na siebie.
- Obiecuję, że będę. Dla ciebie wszystko - zaśmiała się.
- Bo się zaczerwienie. Zadzwonię wieczorem.
- Będę czekać.
- Pa - rozłączył się.
Dlaczego ona zawsze tak na niego działała?
Postanowił, że weźmie się w garść. Da radę. Jest facetem przecież!
Wstał z łóżka, wziął szybki prysznic i ogarnął swoją głowę, usuwając wszystkie pesymistyczne myśli. Zabrał swoje rzeczy, a przed wyjściem z hotelowego pokoju podarł i wyrzucił kartkę z numerem dziewczyny. Nie chciał mieć z nią nic więcej wspólnego. Ona dla niego nic nie znaczyła.
*****
W niewielkim miasteczku (jakim była niewątpliwie Malilla) panował tłok. Pełno samochodów, ludzi, gwar na ulicach, a przecież był to dopiero baraż DPŚ. Strach pomyśleć, co się będzie działo podczas finału…
Martyna była w drodze na stadion. Szła ramię w ramię z Maciejem, a przed nimi bracia Pawliccy. Nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje obok niej. Tak po prostu szła obok najlepszego juniora na świecie. Za każdym razem, gdy chciała coś powiedzieć, brakowało jej słów. Pewnie nie raz w jego oczach wszyła na idiotkę. Chyba tylko jakimś cudem jeszcze jej nie spławił. Po prostu ją onieśmielał. Nie potrafiła rozmawiać z nim tak swobodnie, jak z Kubą, mimo to bardzo ją intrygował. Samo przebywanie z nim było dla niej czymś nierealnym. Dodatkowo jego umięśnione ciało, błękitne oczy i piękny uśmiech powalało ją na łopatki.
Nigdy w życiu nie spodziewała się, że doczeka się kiedykolwiek takiej… przygody?
Tak szybko jak się poznali, tak i musieli się rozstać. Droga na stadion upłynęła całkiem szybko, a potem żużlowcy skierowali się do parku maszyn. Siedemnastolatka zdążyła mu jedynie życzyć powodzenia i sama udała się na trybuny.
Polską husarię czekała niemała przeprawa. Do wielkiego finału dostanie się jedynie zwycięska drużyna, a przeciwnicy byli naprawdę silni. Okrojona kontuzjami polska ekipa rozpoczęła baraż od upadku kapitana – Tomasza Golloba, dlatego już od samego początku w obozie trenera Marka Cieślaka panowała nerwowa atmosfera. W drugim biegu upadek zanotował tym razem Leon Madsen, więc ostra walka na linii Polska – Dania rozkręcała się na dobre. W ostatniej gonitwie pierwszej serii wystartować miał Maciej Janowski. Martyna nerwowo zaczęła ściskać oba kciuki. W skupieniu wpatrywała się w taśmę i dłoń polskiego juniora, która zaciśnięta spoczywała na sprzęgle. Obsada biegu nie należała do najsilniejszych, mimo to Magic zdołał wywalczyć jedynie jedno „oczko”. Wyścig wygrał natomiast młodszy od niego o rok Michael Jepsen Jensen. Po ośmiu gonitwach Polska mogła poszczycić się zaledwie dziewięcioma punktami, podczas gdy Dania miała ich dwa razy tyle! Dopiero od następnego biegu polscy zawodnicy zaczęli jeździć tak, jak przystało na trzykrotnych Mistrzów Świata z rzędu, zdobywając kolejno: 3, 1, 3, 6! punktów. W sercach kibiców znowu pojawiła się nadzieja i wiara w zwycięstwo, bowiem do prowadzących Duńczyków brakowały zaledwie trzy punkty. Na trybunach polskie flagi ożywiły się i dopiero teraz rozpoczęła się prawdziwa batalia. Nikt tak nie potrafił wspierać swoich sportowców jak Polacy! Przyśpiewki, okrzyki, flagi – polscy kibice tę wojnę wygrali już na trybunach. Niestety… Swój gorszy dzień mieli dzisiaj Maciej Janowski i Piotr Protasiewicz. Przed ostatnimi czterema biegami szanse na zwycięstwo były jeszcze naprawdę wielkie. Zaprzepaściły to jednak kolejne trzy wyścigi, gdzie każdy z Polaków zdobył tylko po jednym punkcie. Nawet zwycięstwo Tomasza Golloba w ostatnim wyścigu niczego nie zmieniło. Polacy przegrali. Przegrali to i już nie będą mieli możliwości zdobycia czwartego z rzędu Drużynowego Mistrzostwa Świata. Żal, rozgoryczenie – te słowa to za mało, by wyrazić, jak czuli się fani. Polska duma została upokorzona. Polscy kibice wychodzili ze stadionu z opuszczonymi głowami. Podobnie zresztą jak żużlowcy, którzy  pochowali swoje sprzęty i szybko zniknęli z parku maszyn, udzielając zaledwie kilku wywiadów. Każdy z Polaków chciał jak najszybciej wymazać z pamięci ten dzień.
Martyna rozejrzała się po coraz to bardziej pustoszejącym stadionie, spojrzała w górę, wdychając obecną jeszcze w powietrzu woń metanolu i stwierdziła, że mimo wszystko kocha ten sport.

*****
Szwedzką Malillę ogrzewało właśnie zachodzące słońce. Promienie wpadały prosto przez balkonowe drzwi do pokoju Martyny. Wyszła na zewnątrz. Uwielbiała takie widoki, uwielbiała przyrodę. W przyszłości najchętniej zostałaby podróżnikiem. Mimo, że przez ostre jeszcze promienie, przed oczami pojawiały jej się czarne plamki, to nadal się w nie wpatrywała. Usłyszała chrząknięcie. Natychmiast odwróciła głowę.
- W co się tak wpatrujesz? – przerwał ciszę.
            Jak ona mogła nie zauważyć, że ktoś tam jest?! I to właśnie akurat on! Rozciągnięty na leżaku, oczywiście obowiązkowo z czapką Red Bulla, wyglądał na zasmuconego.
- W przyszłość – odpowiedziała tajemniczo.
- Zazdroszczę, bo ja właśnie wręcz przeciwnie – głośno westchnął i przetarł zaspane oczy.
- Kiepski dzień?
- Sam sobie zawiniłem.
            Zapadła chwila ciszy. Martynę korciło wypytać, co takiego się stało. Nie chciała się jednak wtrącać.
- Gdybym mogła jakoś pomóc, to wiesz…  - lekko się uśmiechnęła, a on spojrzał na nią swoimi rozżalonymi, błękitnymi oczami.
            Wchodziła już z powrotem do pokoju, gdy Maciej niepewnym głosem kazał jej się zatrzymać.
- Właściwie to jest coś, co mogłabyś dla mnie zrobić. – Wmurowało ją.
            Za niecałe pół godziny byli już na polnej dróżce, tuż za miasteczkiem. Przed nimi za nimi, obok nich były tylko drzewa i pola, a między nogami… rower! Oddychali czystym, rześkim powietrzem, korzystając z każdej chwili. Jechali wolnym tempem. Siedemnastolatka próbowała sobie przypomnieć, kiedy ostatnio siedziała na rowerze. Już zdążyła zapomnieć, jak to uwielbiała. Z rowerowymi wycieczkami kojarzyło jej się niemalże całe dzieciństwo. To było wtedy, kiedy jej rodzice byli jeszcze trochę… normalniejsi, odpowiedzialniejsi i bardziej troskliwi.
- Tego mi brakowało – Magic puścił kierownicę, zamknął oczy i wyprostowany pedałował dalej.
- To teraz mi chyba możesz powiedzieć, co takiego się stało.
- Mam wyrzuty sumienia. To przeze mnie nie dostaliśmy się do finału! – spuścił głowę.
- Co ty mówisz?! Jesteście drużyną, prawda? Nie tylko ty potraciłeś punkty.
- Właśnie! Jeślibym ich nie potracił, jeślibym bardziej powalczył, to może teraz nie byłoby tych wszystkich pretensji – spojrzał na nią.
- Nikt do ciebie nie ma przecież pretensji.
- Mylisz się. Czuję, że wszyscy winią mnie za to. Uważają, że nie powinienem dostać powołania do kadry. I mają rację – dodał.
            Myślała, że zaraz zsiądzie z roweru i wepchnie go w rosnącą w pobliżu wierzbę.
- A z kim ja rozmawiam?
- Co? – skrzywił się.
- Z Indywidualnym Mistrzem Świata Juniorów, głupku! Gdybyś nie umiał jeździć, nie wywalczyłbyś tego, nie byłbyś jednym z najlepiej punktujących juniorów w polskiej ekstralidze.
- To było kiedyś, liczy się teraz.
- Sam sobie zaprzeczasz. To było kiedyś, liczy się teraz, liczą się kolejne zawody.
            Maciej spojrzał na nią z boku, strzelił jakąś niewyraźną miną i chyba zaczął się zastanawiać nad tymi wszystkimi słowami. Byli tak pochłonięci sobą, swoją rozmową, że nawet nie zauważyli, kiedy słońce zniknęło za horyzontem i zaczęło się ściemniać. Chwilę potem okazało się też, że rowery, które Magic pożyczył od właściciela pensjonatu nie mają światła, a od miasta byli naprawdę kawał drogi.
- Proszę, przyspiesz! – nakłaniała go.
- Mi jest tu dobrze – znowu puścił kierownicę i splótł ręce na karku.
- Jeśli się zgubimy, to nie wiem, co ci zro…
            Usłyszała hałas. Hałas przewracającego się roweru!
- Maciej?
            Nic.
- Maciej?! – próbowała go jakoś wyszukać wzrokiem. Niestety, jak mówią przesądy, zielonookie osoby wcale lepiej w ciemnościach nie widzą! – Maciej! Nie żartuj sobie! – Jej tętno przyspieszyło, a serce zaczęło walić trzy razy mocniej.
            Zeszła z roweru i odeszła kilka metrów, gdy w łagodnym blasku księżyca zauważyła szarą sylwetkę, leżącą na ziemi. Kucnęła przy nim i zaczęła go szturchać.
- Maciej, ty debilu, głupku, idioto! – On jednak nadal się nie odzywał, ani ruszał.
            Zaczęła panikować. Przewracał się na żużlu tyle razy, przy tak wielkich prędkościach i nic specjalnego mu się nie stało, a zwykły rower go wykończył?!
            Przyłożyła drżącą dłoń do jego szyi, by zbadać puls, gdy nagle na jego twarzy zobaczyła szeroki uśmiech, a na swoich biodrach poczuła jego ręce.

17 komentarzy:

  1. Jak zawsze rozdział super... kiedy będzie next??
    + zapraszam: speedway-is-my-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham nad życieee <3 ale wiesz, czekam na spotkanie Kuby z Martyną... Kubuś pewnie będzie zazdrosny jak zobaczy Martynę i Macia razem :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko... Ale mnie Maciej przestraszył! hahahahahaa :D cudnie jak zwykle ♥ dawaj szybko nowy :)
    +zapraszam do siebie :D
    http://www.photoblog.pl/gosiaspeedway/143920732/rozdzial-dwudziesty-drugi.html

    OdpowiedzUsuń
  4. o jaaaaaaaaaaaaa *.* szybko nowy . miiazga !
    zapraszam do siebie ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham Twojego bloga! I oczywiście jak najszybciej nowy! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny ;)
    czeekam na jak najszybciej nowy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawie, ciekawie. Zrobiło się naprawdę ciekawie :D i jak ja mam teraz czekać na to co się wydarzy? :P w głowie mam już milion sceniariuszy, wyobraźnia pracuje... Ten wyjazd Martyny to niezła próba dla niej i dla Kuby :) Weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. oby szybko następny bo się nie mogę doczekać co tam między nimi czy będzie jakaś chemia i akcja ze strony Maćka....
    i nie przerywaj tak więcej!

    OdpowiedzUsuń
  9. Maciej jaki żartowniś... Kuba działa, bo zaraz Ci ktoś Martynę sprzątnie, cholera no! :P

    OdpowiedzUsuń
  10. no właśnie! niech Kuba rusza dupę i coś robi !

    OdpowiedzUsuń
  11. http://speedwayinmylife.blogspot.com/2013/02/15.html zapraszam 15! ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Omomommooo ! *.* Świetny rozdział ! <3 Ahh ten Magic ^^ Czekam na kolejny + zapraszam do mnie :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj! :) Zapraszam na nowy rozdział na: http://now-you-know.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja nie chcę! : < Weź te ręce! Jejku, ja tak bardzo przywiązałam się do Kuby, że nawet nie mogę sobie wyobrazić, jak poczułby się, gdyby usłyszał o czymś takim.. To znaczy, niby jeszcze nic się nie stało, ale czuję, że się stanie i to jest najgorsze! Proszę Cię, nie rób mi tego, bo chyba się popłaczę, haha. xd Oni byli taaaaacy kochani, nie możesz im (mnie!) tego odebrać. Nie zrobisz, tego, prawda? Nie.. Oh matko, ależ emocje wywołałaś u mnie tym rozdziałem! Tak na marginesie to muszę Ci bardzo pogratulować, bo owszem, jestem trochę rozemocjonowana, ale jeśli chodzi o opowiadania to nieczęsto wzbudzają u mnie one takie poruszenie! : D Dobra robota. Ale proszę, niech on zostawi te biodra.. : <

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny! Już nie mogę się doczekać następnego! Dużo weny życzę. Dodaj szybko! <3

    OdpowiedzUsuń
  16. ŚWietny! ... tylko czemu w takim momencie koniec!!! ?? Czekam na next ! Wbij do mnie :) http://speedwayisourlove.blogspot.com/2013/02/rozdzia-11.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  17. Dodaj jak najszybciej następny :D

    OdpowiedzUsuń